Wielu grabarzy e-posterunku

Już trzy lata temu służby kryminalne odmówiły korzystania z systemu. Ale policja wydawała kolejne miliony.

Publikacja: 08.01.2014 04:00

Jak napisaliśmy wczoraj, po latach prac i przygotowań policja odmówiła wdrożenia tzw. e-posterunku, choć prace nad nim kosztowały ok. 24 mln zł. Na informatycznym projekcie dla policji kryminalnej zarobiły głównie firmy informatyczne, które sprzedały policji tysiące laptopów i drukarek. Stracił budżet państwa, który sfinansował projekt, i policjanci, którzy nadal muszą ręcznie wypisywać formularze.

Odpowiedzialność za skandal rozkłada się na wiele osób. Niektóre celowo topiły pieniądze na projekt, inne nie potrafiły w porę go naprawić, jeszcze inne niedobrze go nadzorowały.

Konflikt w KGP

Na pomysł, by zbudować informatyczny system, który usprawni pracę służb dochodzeniowo-śledczych, wpadli w 2007 r. sami policjanci. W założeniach miał być zwykłym programem do wyboru dla funkcjonariuszy do wykorzystania równolegle z innymi standardowymi edytorami tekstu czy wersją papierową.

Jednak w 2008 r. projekt zabrał do nowo powstałego Centrum Projektów Informatycznych MSWiA szef tej instytucji Andrzej M. (informatyk, policjant i szef policyjnej logistyki w Komendzie Głównej). Zdecydował, że aplikację wykona prywatna firma. Przetarg rozstrzygnięto w maju 2009 r. W wątpliwych okolicznościach wygrała go – za 300 tys. zł – spółka Netline Group z Wrocławia (po trzech latach M. usłyszał zarzuty, bo miał bezprawnie przekazać firmie to, co wypracowali policjanci ).

Urzędnik MSW mówi nam, że wymagania stawiane w przetargu nie odpowiadały potrzebom policjantów. Były wygodne raczej dla dyrektora M. i firmy, która wygrała przetarg. – M. nie przyjmował żadnych uwag – twierdzi nasz rozmówca.

Dziś wiadomo, że CPI najpierw zamówiła produkt i za niego zapłaciła, a dopiero potem – jak ustaliła NIK – w policji ruszyły analizy dotyczące warunków prawnych, finansowych i technicznych wdrożenia go. To geneza problemów.

Zaraz po tym w samej Komendzie Głównej Policji wybuchł spór o e-posterunek  i o to, do czego program ma służyć.

19 mln zł wyrzucone w błoto. E-posterunek porzucony

I tak Biuro Łączności i Informatyki KGP chciało bogatej wersji e-posterunku, który zinformatyzowałby pracę dochodzeniówki, drogówki, a do tego stworzenia centralnej bazy danych o dochodzeniach połączonej np. z bazą danych prokuratury. Z kolei Biuro Kryminalne chciało wersji odpowiadającej początkowej idei: aplikacji jednostanowiskowej, która by uwalniała od biurokracji głównie policjantów dochodzeniowo-śledczych.

W tym czasie zaczęły wychodzić na jaw także poważne błędy aplikacji.

– Kiedy e-posterunek testowali nasi policjanci, za każdym razem wychodziło ok. 50 błędów, np. nie wszystkie dane się przenosiły do innych protokołów, na ekranie laptopa pokazywała się część protokołu, drukowało się część strony, były błędy, jeśli chodzi  o kwalifikacje prawne przestępstw – wylicza „Rz" insp. Marek Dyjasz, były dyrektor Biura Kryminalnego KGP (dziś na emeryturze), który w marcu 2010 r. postawił się szefom i odmówił odbioru e-posterunku, uznając go za wadliwy.

Wtedy argumentował, że aplikacja nie została wystarczająco przetestowana i nie zapewnia efektywnej obsługi prowadzonych przez policję postępowań. Firma Netline nanosiła poprawki. Ale wokół projektu panował bałagan, za który odpowiadała już KGP.

Kiedy e-posterunek przekazano kilku komendom w kraju, jedne miały pierwszą wersję aplikacji pełną błędów, inne – np. szóstą, już zmodyfikowaną i nieźle działającą. Biuro Kryminalne i Biuro Prawne KGP zgłaszało też wątpliwości dotyczące ochrony danych osobowych.

Nie dość, że krytyczne uwagi „kryminalnych" całkowicie pominięto, to wyłączono ich z dalszych prac nad e-posterunkiem. Od 2010 r. zajmowało się nim już tylko Biuro Łączności i Informatyki KGP.

– Uważam, że samo założenie e-posterunku było i jest rewelacyjne. Tyle że gdzieś zagubiono sens projektu. Zamiast zakończyć pierwszy etap, zobaczyć jak działa,  rozbuchano przedsięwzięcie, starając się wszystkich uszczęśliwić – ocenia Dyjasz. Mimo wątpliwości dotyczących e-posterunku, w tym np.  braku zabezpieczeń przed korzystaniem z danych przez osoby niepowołane, policja za poprzedniego komendanta głównego Andrzeja Matejuka kupiła za ok. 17 mln zł kilka tysięcy laptopów i drukarek niezbędnych do korzystania z programu. Już po tym, gdy szefem policji został Marek Działoszyński, obecny komendant główny, KGP wydała kolejne 2 mln zł na rozbudowę systemu tak, by korzystali z niego też funkcjonariusze drogówki.

Przy czym przez długi czas policja nie mogła sama modyfikować systemu, bo CPI nie kupiła kodów źródłowych do aplikacji (były własnością Netline). Kody otrzymała dopiero pół roku temu.

Gdy „Rz" pytała o opóźniony e-posterunek, KGP wciąż utrzymywała, że zostanie wdrożony, tyle że z poślizgiem. W 2013 r. Działoszyński powołał 18-osobowy zespół złożony z przedstawicieli Biura Służby Kryminalnej KGP, Biura Łączności i Informatyki KGP i komend wojewódzkich. Rzecznik KGP Mariusz Sokołowski podaje, że „ocena przydatności e-posterunek wypadła negatywnie". Dlatego w grudniu KGP zrezygnowała z projektu, zwracając go CPI. Sokołowski punktuje różne wady programu. – Korzystanie z tej aplikacji istotnie wydłuża i komplikuje dokumentowanie czynności dochodzeniowo-śledczych, którym pierwotnie była dedykowana – mówi .

Jednak część naszych rozmówców wskazuje, że do pogrzebania e-posterunku przyczyniła się przede wszystkim tzw. infoafera. Andrzej M. jest  jej głównym bohaterem, a cały skandal z ustawianymi przetargami na informatyzację zaczął się właśnie od badania przez CBA e-posterunku. Dziś każdy urzędnik lub funkcjonariusz skorzysta z dowolnego pretekstu, byle tylko nie mieć nic wspólnego z projektami informatycznymi.

Śledztwo trwa

Jest szansa, że urzędnicy nie unikną odpowiedzialności za pieniądze przepuszczone na e-posterunek. Po zawiadomieniu NIK Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków przez osoby zajmujące kierownicze stanowiska w Komendzie Głównej Policji w zakresie „celowego, oszczędnego i gospodarnego" wydatkowania środków na ten cel. Z kolei NIK wskazywała, że w latach 2007–2012 za skandal odpowiadali m.in. wiceszefowie KGP ds. informatyzacji. Komendant główny z kolei miał zaniedbać nadzoru.

Jak napisaliśmy wczoraj, po latach prac i przygotowań policja odmówiła wdrożenia tzw. e-posterunku, choć prace nad nim kosztowały ok. 24 mln zł. Na informatycznym projekcie dla policji kryminalnej zarobiły głównie firmy informatyczne, które sprzedały policji tysiące laptopów i drukarek. Stracił budżet państwa, który sfinansował projekt, i policjanci, którzy nadal muszą ręcznie wypisywać formularze.

Odpowiedzialność za skandal rozkłada się na wiele osób. Niektóre celowo topiły pieniądze na projekt, inne nie potrafiły w porę go naprawić, jeszcze inne niedobrze go nadzorowały.

Pozostało 90% artykułu
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kraj
Sondaż „Rzeczpospolitej”: Na wojsko trzeba wydawać więcej