Plaga najazdów na państwową ziemię rolną, która w ostatnich latach przybrała zorganizowany charakter, wreszcie została zahamowana. Agencja Nieruchomości Rolnych (ANR) coraz częściej wymierza tzw. piratom gruntowym wysokie kary i zawiadamia policję.
– Bezumowni użytkownicy otrzymują obecnie wezwania do zapłaty nawet kilku tysięcy złotych za hektar użytkowanych gruntów. O ile najpierw sporo zarobili na tym procederze, o tyle teraz będą musieli słono zapłacić – mówi „Rz" Grażyna Kapelko, rzecznik ANR. Wyjaśnia, że tylko za zeszły rok agencja wystawiła osobom użytkującym jej grunty bez umów faktury na 32 mln zł. Jeśli nie zapłacą dobrowolnie, należność ściągnie komornik.
Intratny do niedawna proceder (teraz grozi za to pięciokrotność czynszu dzierżawnego) był masowo uprawiany w całym kraju. Kwitł głównie w województwach dolnośląskim, zachodniopomorskim i warmińsko-mazurskim. Piraci nocą wchodzili na państwowe pole, obsiewali je i występowali o dopłatę z UE – ok. 1 tys. zł za hektar. Plonami już się nie interesowali.
By dostać dopłatę, nie trzeba być np. właścicielem ziemi. Wystarczy ją użytkować
Grunty w całym kraju zajmowane są przez spółki o podobnej nazwie, mające te same władze i siedzibę – alarmowała niedawno NIK w raporcie opisanym przez „Rz", podkreślając zorganizowany charakter procederu.