By rozwikłać zagadkę, trzeba wznowić śledztwo w osądzonej już sprawie. Chce tego adwokat Jacka W., już złożył o to wniosek do Sądu Najwyższego. – Skoro szczątki z jeziora nie należały do S., to uważam, że nie ma dowodów na winę mojego klienta – mówi mec. Jakub Orłowski. Wznowienia sprawy chcieliby też śledczy z Olsztyna, ale decyzja, czy o to wystąpić do SN, należy do prokuratury w Białymstoku, bo ta oskarżyła o zbrodnię m.in. Jacka W.
To historia jak z sensacyjnego filmu. W sierpniu 1999 r. letnicy na brzegu jeziora Pluszne (pod Olsztynem) znaleźli torbę z ludzką głową. Tydzień później z wody wyłowiono worki – były w nich dwie dłonie i podudzia.
Policja i prokuratura skojarzyły, że może to być zaginiony wiosną Tomasz S. i wytypowały znających go podejrzanych, w tym Krzysztofa A. i Jacka W. – ludzi – podobnie jak ofiara – z tamtejszego półświatka. Według śledczych obaj mieli motyw: A. stracił przez Tomasza nogę, bo ten podłożył bombę, przez co został kaleką. Jacek W. mógł mieć żal, bo S. romansował z jego żoną, kiedy on siedział w więzieniu.
Próbki do badań DNA pobrano od matki i siostry Tomasza S. Wynik miał potwierdzić pokrewieństwo. A opinia antropologiczna wskazać, że czaszka z jeziora należy do S.
Śledztwo najpierw prowadziła Prokuratura Okręgowa w Olsztynie, potem przejęła je prokuratura w Białymstoku. Wersja prokuratury, którą zaakceptowały sądy (w Suwałkach i apelacyjny w Białymstoku), mówiła: Tomasz S. został porwany, trzymany w specjalnie zamówionej klatce i zabity dwoma strzałami w głowę. Strzelać miał Jacek W. skazany na dożywocie, a mord zlecił Krzysztof A. Przy zabójstwie był też – według oskarżenia – Wiesław S., na którego posesji miała być więziona ofiara.
Proces był poszlakowy, nikt nie widział, jak W. strzelał, a przebieg zbrodni śledczy oparli na relacjach osób ze środowisk przestępczych, z których część tylko słyszała o sprawie.