- Poszkodowany nie zdawał sobie sprawy, że zakres udzielanego pełnomocnictwa pozwoli na sprzedaż domu. Koledzy namówili go do podpisania dokumentów, bo w ten sposób miał się pozbyć problemu – mówi prok. Bogusława Marcinkowska, rzecznik krakowskiej prokuratury.
Sprawa zaczęła się w grudniu 2013 roku. Współwłaściciel jednorodzinnego domu w Krakowie (druga część należała do byłej żony) pił wówczas alkohol ze znajomymi.
Wśród nich był Robert K. Podczas tego spotkania znajomi namówili gospodarza, by podpisał pełnomocnictwa dla Roberta K. – Nie będziesz miał problemów z byłą żoną – mówili mu.
Para rozwiodła się w 2010 roku, ale nie zdążyła podzielić majątku. Mężczyzna podpisał upoważnienie. – Ale nie wiedziałam, że dokument pozwoli na sprzedaż domu – opowiadał w prokuraturze.
Dalej sprawy potoczyły się błyskawicznie. Jeszcze w dniu uzyskania pełnomocnictw Robert K. poszedł do Urzędu Stanu Cywilnego w Krakowie, by dostać tam odpis skrócony aktu małżeństwa pokrzywdzonych, które było potrzebne dla sprzedaży udziału części nieruchomości.