Kalendarz okazał się dla węgierskiego premiera po prostu fatalny. Dawno zaplanowana wizyta w Polsce z inicjatywy Krajowej Izby Gospodarczej wypadła dwa dni po przyjeździe do Budapesztu Władimira Putina. Orbán zapewniał wówczas rosyjskiego prezydenta, że „sankcje Zachodu wobec Rosji są bardzo niekorzystne i powinny zostać zniesione", a „Węgry potrzebują Rosji". Jak na ironię, właśnie wtedy wspierani przez Rosję separatyści zdobyli Debalcewe na wschodzie Ukrainy.
Wyjaśnić racje Węgier
To, że warszawskie spotkanie premierów Węgier i Polski nie będzie łatwe, wiadomo było już wcześniej. We wtorek Viktor Orbán na spotkaniu w wąskim gronie dziennikarzy węgierskich przyznał, że relacje z Polską i krajami bałtyckimi są obecnie trudne. Po wizycie Władimira Putina w Budapeszcie oczywiste stało się odmienne stanowisko naszych rządów w kwestii relacji z Rosją.
Zsolt Németh, reprezentujący Fidesz szef komisji spraw zagranicznych parlamentu węgierskiego, już od kilku dni postulował, by wytłumaczyć partnerom z krajów Grupy Wyszehradzkiej, że Węgry nie wycofały się z popierania europejskich ambicji Ukrainy. – Nasi partnerzy powinni zrozumieć, że Węgry jako jedyne państwo w regionie nie mają obecnie absolutnie żadnych możliwości zdywersyfikowania dostaw surowców energetycznych i pozostają w całkowitej zależności od importu z Rosji przez Ukrainę – tłumaczy „Rz" Judit Hamberger, ekspertka rozwiązanego niedawno przez rząd Węgierskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. – Dodatkowo brak porozumienia w sprawie gazu zmusiłby Węgry do zapłacenia 3 mld euro za niewykorzystany gaz poprzedniej umowy – dodaje.
Węgierski premier mówił o tym podczas wystąpienia w Krajowej Izbie Gospodarczej, gdzie przekonywał, że Europa potrzebuje rosyjskiego gazu, bo wysokie ceny energii osłabiają konkurencyjność europejskiej gospodarki.
W praktyce przekonanie Warszawy do tych racji okazuje się bardzo trudne. – W czasie rozmów w cztery oczy pani premier bardzo stanowczo oceniła politykę Węgier – mówi „Rz" rzeczniczka rządu Małgorzata Kidawa-Błońska. Przyznała to zresztą sama premier Ewa Kopacz podczas spotkania z mediami. Charakterystyczne, że na prośbę strony węgierskiej nie umożliwiono dziennikarzom zadawania pytań.