"Rzeczpospolita" (Miliony zatrudnionych zyskają prawo do strajku), "Gazeta Wyborcza" (Związkowa wolność prekariuszy) i "Dziennik Gazeta Prawna" (Efekt domina po wyroku TK: koniec śmieciowej pracy) w różny sposób interpretują to wydarzenie. Przypomnijmy, że Trybunał stwierdził, że dwa przepisy ustawy o związkach zawodowych z 1991 r. są niezgodne z ustawą zasadniczą. Przewidywały one możliwość zakładania i wstępowania do związków tylko etatowych pracowników, agentów i pracujących nakładczo.
Teraz nawet trzy miliony nowych osób będzie mogło założyć lub przystąpić do już istniejących związków zawodowych. To samozatrudnieni, a także osoby wykonujące pracę na podstawie niemal wszystkich umów cywilnoprawnych – m.in. zlecenia, o dzieło, o świadczenie usług czy o współpracy. "Rzeczpospolita" ostrzega, że firmy słono za to zapłacą, a Marcin Piasecki w konkluzji komentarza rysuje taki scenariusz: "Po jednej stronie barykady będziemy mieli wzmocnionych związkowców, a z drugiej wkurzonych pracodawców, których utrzymanie związków, także tych nowych, będzie kosztowało krocie. To stworzy raczej trudne warunki do jakichkolwiek konstruktywnych rozwiązań".
Z kolei "Gazeta Wyborcza" piórem Artura Kiełbasińskiego zauważa, że "to dopiero początek przełomu na rynku pracy, bo sama kwestia przynależności do związków nie spowoduje głębokich zmian. W uzasadnieniu orzeczenia Trybunału padły słowa niezwykle ważne. W przypadku wolności związkowych nie można zawężać znaczenia słowa "pracownik" do rozumienia go według standardów kodeksu pracy. Wczoraj Trybunał uznał, że pracownicy, to znacznie szersza grupa niż tylko posiadacze etatu".
A "Dziennik Gazeta Prawna" optymistycznie twierdzi, że "w perspektywie czasu może to doprowadzić do zlikwidowania podziału zatrudnionych na dwie kategorie: lepszych, wykonujących obowiązki na podstawie umowy o pracę, i gorszych pracujących na zleceniu, dziele lub na własny rachunek"
Rozmowy z Ryszardem Petru i w "Rzeczpospolitej" (Nie będę niczyją przystawką) i w "Gazecie Wyborczej" (Nie chcę być w Platformie). W "Rzeczpospolitej" lider Nowoczesnej.pl krytykuje partię sprawującą władzę: "Platforma nie zrealizowała większości postulatów. Na własne życzenie! Mieli przez pięć lat pełną władzę. Koalicjant nie pozwalał? Żart. Mogli zamiast PSL wziąć do rządu SLD lub Palikota. To przykład, jak można mieć wszystko i wszystko stracić. Nie chcę się zajmować ani PO, ani PiS, bo to są już stare partie. Siłą PO był anty-PiS i odwrotnie. Tyle że ten spór jest jałowy i ludzie pokazują, że mają go dosyć." A w dalej ma własne propozycje odnoszące się do tematu dnia, czyli rynku pracy: "Mamy w Polsce cztery systemy zatrudnienia: KRUS, działalność gospodarcza, umowy śmieciowe, etat. Co jest najbardziej przeregulowane? Etat. Co daje ludziom najmniejszą ochronę? Umowy śmieciowe, które są poza kodeksem pracy. Skoro śruba jest za bardzo dokręcona w kodeksie pracy, to ludzie lądują poza systemem. Moja oferta – zróbmy bardziej elastyczny kodeks pracy i skończmy z systemem promowania Polski jako kraju taniej siły roboczej. Dajemy inwestorom ulgi podatkowe, żeby zatrudniali tysiące młodych, tanich Polaków. Nasi politycy byli dumni, że jesteśmy tani."