Premier Ewa Kopacz spędziła weekend w województwach lubuskim i zachodniopomorskim. Dotąd były to bastiony PO, ale frekwencja w wyborach prezydenckich była tam niższa niż na wschodzie kraju. Część sondaży pokazuje, że tym razem może tam wygrać PiS.
Kopacz mobilizowała żelazny elektorat przekazem, który wyszedł z zamówionych przez PO badań wśród wyborców. Chwaliła infrastrukturę i przekonywała, że pora, by zmiany wokół Polacy odczuli w portfelach. Jednocześnie ostrzegała, że wygrana PiS nie oznacza przyspieszenia rozwoju, lecz fanatyzm ideologiczny.
– Wybierzemy albo Polskę wolności, albo Polskę, w której „jedynie słuszna" siła polityczna powie, jak żyć – przekonywała. Kopacz nie mogła się jednak pochwalić odrzuceniem dzięki PO weta prezydenta Andrzeja Dudy do ustawy o uzgodnieniu płci. Choć pomogłoby to w kreowaniu takiej osi sporu w kampanii, to w piątek PO zablokowała głosowanie w tej sprawie w Sejmie w obawie przed przegraną.
PiS zgodnie ze swoimi badaniami próbuje zepchnąć debatę na tematy gospodarcze, stąd znów przedstawił źródła finansowania swojego programu. Zorganizował debatę, a kandydatka na premiera Beata Szydło przekonywała w spocie, że trzeba uszczelnić system podatkowy. Przytoczyła dane, z których wynika, że na unikaniu VAT Polska traci ok. 30 mld zł.
Otwarta w niedzielę restauracja Ewa i Przyjaciele jest zaś kolejnym elementem kampanii PiS, który ma zniechęcać wyborców PO do pójścia na wybory. Z badań wynika bowiem, że ten elektorat źle znosi przypominanie o aferach i niespełnionych obietnicach. Dlatego w jednym z warszawskich lokali zgromadzono przedmioty, które mają się kojarzyć z aferami hazardową, taśmową czy drogimi zegarkami.