Ale czy gdy nieskończony Bóg objawia się poprzez skończoną materię, nie oznacza to ograniczenia? Ockham tak uważał. Odrzucił realizm metafizyczny z gorliwości, by chronić suwerenność Boga. Obawiał się, że realizm ogranicza Boską wolność działania. Dla Ockhama coś było dobre dlatego, że Bóg pragnął, aby takie było. To Bóg swoją suwerenną wolą nadaje znaczenie wszystkim rzeczom, nie ze względu na Jego istotę, ani na Jego udział w ich istnieniu, lecz dlatego, że tak brzmi Jego rozkaz. Bóg ma prawo dziś coś nazwać dobrym, a jutro tę samą rzecz złym.
Stary świat przestał poruszać wyobraźnię
Ta idea sugeruje, że przedmioty nie mają rzeczywistego znaczenia, tylko znaczenie im przypisane, a więc nie mają znaczącego istnienia poza umysłem. Stół to tylko drewno i gwoździe w jakiś sposób połączone ze sobą, dopóki nie nadamy mu znaczenia, nazywając je „stołem". (Nomen po łacinie oznacza „nazwa", stąd się wziął nominalizm).
Według Ockhama, Bóg jest wszechpotężnym bytem, całkowicie oderwanym od Stworzenia. Bóg musi być wolny, nauczał Ockham, inaczej Jego wolność działania będzie ograniczona prawami, które sam ustanowił. Prawdziwie wszechmocnego Boga nic nie może ograniczać. Jeśli coś jest dobre, to znaczy, że jest dobre, bo Bóg tak zdecydował. Zatem wola Boga jest ważniejsza niż intelekt Boga.
To brzmi jak rozważania o aniołach tańczących na główce szpilki, ale nie powinniśmy lekceważyć znaczenia teorii Ockhama. Średniowieczni metafizycy wierzyli, że natura wskazuje na Boga. Nominaliści już w to nie wierzyli.
Wierzyli, że natura nie ma żadnego wewnętrznego obiektywnego znaczenia, które można odkryć rozumem. Znaczenie pochodzi z zewnątrz – to znaczy jest narzucane z zewnątrz, przez Boga i dostępne dla istot ludzkich tylko dzięki wierze w Niego i w Jego objawienie.
Jeśli, Czytelniku, to twierdzenie ma dla ciebie sens, wtedy zaczynasz pojmować, jak rewolucyjny był nominalizm. To, co kiedyś było radykalną teorią, z czasem stało się dla większości ludzi podstawą rozumienia relacji między Bogiem a Stworzeniem. Sprawiło, że mógł powstać nowoczesny świat, ale, jak przekonamy się dalej, stworzyło też człowiekowi sposobność, aby mógł się postawić na miejscu Boga.
Idee nie pojawiają się w próżni. Jak ujął to C.S Lewis: „Bardzo dobrze, że wszystkim nam bliska jest idea, iż w każdej epoce umysł ludzki podlega głębokim wpływom przyjętego modelu wszechświata. Ale istnieje ruch dwustronny; model także podlega wpływom panującego stanu umysłu". Nominalizm wyłonił się z niepokoju cywilizacji w czasie, kiedy ludzie poszukiwali odmiany. Wieki średnie były epoką intensywnego przeżywania wiary i duchowości, ale jak udowodniły malarstwo i poezja XIV wieku, ludzkość niewiele później zaczęła odwracać spojrzenie od nieba i skierowała je ku światu.
Po Ockhamie tak zwani filozofowie naturalni – myśliciele, którzy studiowali przyrodę, prekursorzy naukowców – zaczęli się pozbywać metafizycznych ciężarów narzuconych im przez Arystotelesa i jego chrześcijańskich następców. Stwierdzili, że nie jest potrzebna żadna filozoficzna teoria, aby badać empirycznie zjawiska przyrody i wyciągać z tych badań wnioski.
Tymczasem w świecie sztuki i literatury zaczęto kłaść nacisk na przyrodę i jednostkę. Stary świat z jego metafizycznymi pewnikami, sformalizowaną hierarchią i skupieniem na duchowości stopniowo przestał poruszać wyobraźnię człowieka Zachodu. W sztuce stosowano coraz mniej symboli, mniej też było idealizowania, mniej tematów religijnych, a więcej spraw z życia zwykłego człowieka.
Model kosmosu zadrżał pod ciosami filozofii, ale wstrząsnęły nim do głębi przerażające wydarzenia spoza świata sztuki i idei. Wojny – a zwłaszcza wojna stuletnia między Francją a Anglią – rozbiły zachodnią Europę, która również w XIV wielu przeżyła straszliwą klęskę głodu. Najgorsza jednak była plaga czarnej śmierci, która zanim wygasła, zabiła od jednej trzeciej do połowy wszystkich Europejczyków. Niewiele cywilizacji zniosłoby takie traumatyczne wydarzenia bez potężnych następstw.
Z tych wszystkich wymienionych powodów Model się rozpadł. Realizm metafizyczny został pokonany. Z ruin wyłonił się nowy indywidualizm, doczesna światowość, która miała dać początek okresowi nazwanemu później renesansem. Ponadto klęska realizmu metafizycznego zapoczątkowała nową, dynamiczną fazę historii Zachodu, której kulminacją miała być rewolucja religijna.
Książka Roda Drehera, „Opcja Benedykta. Jak przetrwać czas neopogaństwa", przeł. Małgorzata Samborska, ukazała się przed kilkoma dniami nakładem Wydawnictwa AA.
Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji
Autor jest amerykańskim pisarzem (m.in. „How Dante Can Save Your Life"), starszym redaktorem i blogerem w „The American Conservative". Publikował teksty o religii, polityce, filmie i kulturze m.in. w „National Review", „The Weekly Standard", „The Wall Street Journal", „Los Angeles Times"
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95