Postępowanie dyscyplinarne zostało prowadzone w związku z wypowiedzią ks. Wierzbickiego i krytyką pod adresem Konferencji Episkopatu Polski w sprawie stanowiska dotyczącego mniejszości seksualnych. Duchowny w rozmowie z Onetem stwierdził, że "dokument biskupów wygląda, jakby był pisany na księżycu".
- Dojrzewałem do tej decyzji, gdy na uczelni toczyło się wobec mnie postępowanie dyscyplinarne. Sam jego przebieg to była jedna wielka sugestia, żeby odejść. Dręczono mnie i poniżano. Zacząłem myśleć, że nie chcę mieć do czynienia z tym środowiskiem. Nie było to łatwe, bo ten uniwersytet mnie uformował, sam również coś wniosłem w jego rozwój - powiedział ks Wierzbicki w rozmowie z magazynem "Więź".
- Co prawda, zostałem uniewinniony, ale moim zdaniem cała ta sprawa była niepotrzebna. Uczelnia powinna być miejscem debaty, nawet trudnej. To KUL nie zdał egzaminu, a nie ja - dodał.
- Zdałem sobie sprawę, że KUL utracił akademicką powagę. Bez żenady mnie upokorzono i wyszydzano; w żadnym postępowaniu nie mieści się, aby rzecznik dyscyplinarny podważał czyjś dorobek naukowy i nagrody. Pomyślałem wtedy — ceniąc dorobek i misję KUL — że nastąpiła degeneracja intelektualna i moralna tej uczelni - uważa duchowny.
W ocenie księdza Wierzbickiego, KUL zyskuje finansowo dzięki obecności Przemysława Czarnka w MEiN, ale wiąże się to z "zapaścią intelektualno-moralną uczelni".