Podczas gdy jedni politycy zaostrzają prawo za niektóre przestępstwa na tle seksualnym, inni forsują pomysł powołania specjalnej komisji do spraw walki z pedofilią w Kościele. Kolejni wzywają Episkopat do dymisji, a jeszcze inni składają na biskupów doniesienia do prokuratury. Festiwal pomysłów na walkę z pedofilią, rozliczanie Kościoła i rzekome próby jego uzdrowienia trwa w najlepsze.
Nie bardzo wiadomo, czemu miałoby służyć (pomysł wspierany publicznie przez część znanych duchownych) oddanie się całego Episkopatu do dyspozycji papieża. Sam film braci Sekielskich i pojawiające się w nim sugestie, że niektórzy biskupi tuszowali sprawy pedofilskie, to chyba nieco za mało. Jak na razie żaden hierarcha nie został za to skazany, żadnemu nie postawiono nawet zarzutów. Niektórym wytyka się wprawdzie opieszałość i niewłaściwe słowa, ale trudno byłoby oczekiwać, że za ich działaniami pójdzie odpowiedzialność zbiorowa.
Inna rzecz, że papież, przyjmując ewentualne dymisje niektórych biskupów, musiałby wiedzieć, dlaczego to robi. Na razie na jego biurku nie leży żaden raport, w którym opisane byłyby budzące grozę nieprawidłowości w polskim Kościele. Takiego raportu na pewno nie dostarczy papieżowi abp Charles Scicluna, który w przyszłym miesiącu przyjedzie do Polski. Jego misja nie jest bowiem misją rozliczeniową, lecz szkoleniową.
Ewentualną dymisję Episkopatu należy zatem uznać jedynie za pobożne życzenie. Dziś byłby to jedynie zabieg marketingowy, który być może – a nie jest to wcale takie pewne – poprawiłby notowania biskupów.
Poważnie dyskutować trzeba natomiast o pomysłach komisji ds. wyjaśnienia spraw pedofilii. Ale trzeba dokonać tu pewnego – dość istotnego – rozróżnienia. Sprawami trwającymi niech w spokoju zajmuje się prokurator, a ewentualna komisja państwowo-kościelna lub tylko państwowa powinna zająć się wyłącznie oceną tego, jak do konkretnej zamkniętej już sprawy podchodzono. Co się działo od momentu zgłoszenia, jakie wdrożono procedury itp.