O tym, że jeśli klient zwraca towar, to e-sklep musi oddać mu nie tylko kwotę, którą zapłacił, ale i koszty dostarczenia, „Rz" pisała od dawna. Potwierdzał to wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE z 15 kwietnia 2010 r. (sygn. C-511/08), zgodnie z którym unijna dyrektywa nie pozwala na obciążanie konsumenta kosztami wysłania do niego towaru, gdy odstąpił od umowy zawartej przez Internet.
Wydane ostatnio dwie precedensowe decyzje Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (nr RWR 11/2011, RWR 15/2011) odwołują się do tego orzeczenia. Zgodnie z nim przerzucanie na klienta kosztów wysyłki zniechęcałoby go do korzystania z prawa do zwrotu towaru. „Obciążenie konsumenta nie tylko kosztami odesłania towarów, lecz również ich wysyłki mogłoby zaburzyć zrównoważony podział ryzyka pomiędzy stronami" – uzasadnia decyzje wrocławska delegatura UOKiK.
Zwrócić, co zapłacił
Polskie przepisy nie mówią nic o kosztach wysyłki. Zgodnie z art. 7 ust. 3 ustawy o niektórych prawach klienta w razie odstąpienia od umowy „to, co strony świadczyły, ulega zwrotowi".
– Sprzedawcy od dawna powinni mieć świadomość, że klientowi trzeba oddać wszystko, co zapłacił, a więc zarówno cenę towaru, jak i koszty transportu. Od wyroku ETS nie mogło to już budzić żadnych wątpliwości – komentuje Xawery Konarski z kancelarii Traple Konarski Podrecki i Wspólnicy.
Regulaminy do zmiany
Pojawia się pytanie, dlaczego w takim razie większość sklepów, w tym te największe, nie respektuje praw klientów. W wypadku dużych firm, które stać na najlepszą obsługę prawną, trudno przypuszczać, by nie miały świadomości, jak interpretowane są przepisy.