Ilekroć Katarzyna Kłosińska, sekretarz Rady Języka Polskiego PAN, przylatuje do Gdańska, irytuje się angielską nazwą Lech Walesa Airport. Skarg na nazwy obiektów publicznych jest dużo. Niestety narzędzi, aby zdyscyplinować właścicieli obiektów, Rada Języka Polskiego nie ma.
– Nie badamy, czy coś jest zgodne z ustawą czy nie. Nie mamy do tego żadnych kompetencji. Nie prowadzimy stałego monitoringu nazewnictwa. Pełnimy funkcje opiniodawczo-doradcze w zakresie używania języka polskiego – wyjaśnia Katarzyna Kłosińska.
Tylko w dwóch przypadkach grozi grzywna za to, że nie używa się języka polskiego
Sekretarz RJP zaprzecza jednak, aby to było martwe ciało, jak czasami twierdzą niektórzy złośliwcy. Przekonuje, że do biura Rady w ciągu tygodnia przychodzi kilkadziesiąt listów z prośbą o poradę lub opinię w sprawach np. imion, nazw towarów lub nazewnictwa ulic. Choćby jak pisać generał. Małą czy dużą literą, w skrócie z kropką czy pełnym słowem? A może w ogóle unikać podawania stopnia wojskowego, tylko umieszczać na tabliczkach imię i nazwisko? Na anglicyzmy na szyldach albo w witrynach sklepowych nikt się szczególnie nie skarży.
– Kiedy jednak otrzymujemy sygnał, reagujemy, zwracamy uwagę, przekonujemy. Nie możemy jednak nikogo do niczego zmusić – mówi Katarzyna Kłosińska.