Podstawowym problemem większości sieci wodociągowych w Polsce jest przewymiarowanie. Gdy powstawały, przewidywano, że zapotrzebowanie na wodę będzie w naszym kraju znacznie większe. Jednak obecnie przeciętny Polak - zamiast projektowanych na początku lat dziewięćdziesiątych 300 litrów - zużywa mniej niż jedną trzecią tej wartości (średnio 96 litrów). - To skutek oszczędności wymuszonej wzrostem cen wody, instalacji liczników w mieszkaniach, ale także konsekwencja modernizacji domowych urządzeń sanitarnych - tłumaczy dr inż. Elżbieta Osuch-Pajdzińska z Politechniki Warszawskiej.
Przewymiarowany system wymaga dodatkowych kosztów utrzymania - woda płynie w nim wolno, dochodzi do zastojów, a to rodzi potrzebę intensywnych działań monitorujących oraz przepłukiwania instalacji. Dlaczego zatem nie dokonać redukcji przerośniętego systemu? Nie jest to takie proste. Próby pokazały, że koszty „skurczenia" sieci dorównują kosztom jej utrzymania w obecnej postaci. Wychodzi więc na to, że paradoksalnie płacimy za wodę za dużo, bo zużywamy jej za mało. Trzeba jednak pamiętać, że zasoby wody w Polsce są jednymi z najniższych w Europie, dlatego po prostu trzeba ją oszczędzać.
O ile w dużych miastach nie ma większych problemów z jakością wody - wiele przedsiębiorstw wodno-kanalizacyjnych zachęca do picia kranówki - o tyle w mniejszych miejscowościach bywa z tą jakością już różnie. Dyr. Delegatury NIK w Zielonej Górze Zbysław Dobrowolski przypomniał podczas panelu wyniki lubuskiej kontroli z 2016 roku. Skontrolowane wtedy przedsiębiorstwa miały problemy z zachowaniem odpowiednich parametrów wody. Najczęściej stwierdzano w niej obecności bakterii z grupy coli. Pomimo tego nie podjęto żadnych działań poprawiających bezpieczeństwo sanitarne, a ujęcia wody nie były odpowiednio chronione. Konsekwencje takiego stanu rzeczy mogły dotykać nawet jednej piątej mieszkańców województwa.
W większości przypadków problem z jakością wody wynika jednak z niewłaściwie zrealizowanej lub eksploatowanej instalacji w samym domu. - Tragedia rozgrywa się na ostatnim odcinku, za który odpowiada nie przedsiębiorstwo, ale administrator budynku - podkreśla prof. med. Jerzy T. Marcinkowski z Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu. Brak odpowiedniego rozdzielenia ciepłego i zimnego dopływu sprzyja obecności w kranówce pałeczek Legionelli, odpowiedzialnej za choroby układu oddechowego. Ilu mieszkańców zostaje zainfekowanych w ten sposób? Tego nie wie nikt, bo w Polsce nie rejestruje się - w przeciwieństwie do Niemiec czy USA - zakażeń wodopochodnych.
Możemy jednak pomóc sami sobie, przestrzegając prostych zasad. Inż. Barbara Mulik, ekspert ds. bezpieczeństwa wody, radzi, by systematycznie dezynfekować końcówki kranów (tzw. perlatory), a przed nalaniem wody do szklanki odczekać, aż wyraźnie zmieni temperaturę na zimną. Warto także pilnować, by administrator okresowo płukał instalację wodną w budynku. Te proste czynności znacząco ograniczają ryzyko infekcji wodopochodnej.