Rosyjskie bombowce i most Putina – jak Ukraińcy to zrobili

Powietrzne drony wylatujące z tirów, rosyjscy kierowcy obrzucający je kamieniami i podwodne drony osiadające cicho na dnie przy filarze mostu – tak wygląda nowy rodzaj wojny.

Publikacja: 05.06.2025 05:36

Zniszczone rosyjskie samoloty Tu-95 na lotnisku w obwodzie irkuckim

Zniszczone rosyjskie samoloty Tu-95 na lotnisku w obwodzie irkuckim

Foto: Maxar Technologies/Handout via REUTERS

Rosyjska policja rozesłała list gończy za byłym kijowskim didżejem Artiomem Trofimowem, który miał koordynować atak na lotniska ze strategicznymi bombowcami. Ale dzień przed uderzeniem wraz z żoną wyjechał „poza granice Rosji” i „tam świętował urodziny”, informują ze złością rosyjscy imperialni blogerzy.

Mieszkający w syberyjskim Czelabińsku Trofimow był podobno właścicielem tirów, które rozwiozły po Rosji drewniane domki, w których schowano ukraińskie drony. Również w Czelabińsku, w wynajętej hali, przygotowywano je do uderzenia. Wcześniej zostały przemycone do Rosji, nie wiadomo jednak skąd.

Czytaj więcej

Rosjanie coraz bliżej stolicy obwodu sumskiego. Rozszerzają front

Rosyjscy kierowcy kamieniami walczą z technologią XXI wieku

Tiry zatrzymywano po drodze, w pobliżu lotnisk, pod jakimś pozorem. Kierowca jadący obok lotniska w obwodzie irkuckim dostał polecenie zjechania na stację benzynową, gdzie ktoś miał na niego czekać. Gdy poszedł szukać nieznajomego, z kontenerów na jego tirze spadły dachy, a ze środka zaczęły wylatywać drony w kierunku samolotów na lotnisku.

Inni kierowcy ze stacji rzucili się w stronę tira (jeden nawet wdrapał się na jego dach) i pałkami oraz kamieniami próbowali walczyć z dronami. Obok stał patrol policji i przyglądał się temu oraz ochronie lotniska rozpaczliwie strzelającej do dronów. Żadna inna broń przeciwlotnicza rozmieszczona wokół lotniska nie była w stanie nic z nimi zrobić, były zbyt małe.

Kierowcy w końcu zaczęli atakować inne tiry, aż w końcu policja musiała interweniować.

Wchodzenie do kontenerów zaś było niebezpieczne. Na drodze prawdopodobnie prowadzącej do lotniska Ukrainka (w obwodzie amurskim) jeden z gapiów wszedł do środka kontenera stojącego na poboczu tira i całość wyleciała w powietrze. Możliwe, że i inne samochody spłonęły po wykonaniu zadania.

Na wojnie najprostsze rozwiązania są najskuteczniejsze

W internecie szybko pojawiły się nagrania z ataków, drony bardzo celnie uderzały w zbiorniki paliw bombowców. Prezydent Wołodymyr Zełenski powiedział, że każda ze 117 maszyn miała własnego operatora. Na pewno nie znajdowali się na terenie Rosji, było ich zbyt dużo. Jak więc kierowano dronami i nagrywano ataki?

– Czytam jakieś fantastyczne historie o dronach, które same znajdują samoloty, a w nich baki z paliwem, o tajnych, sputnikowych kanałach łączności. Im prostsze techniczne rozwiązania, tym większe prawdopodobieństwo sukcesu. Każdym dronem kierowano oddzielnie przez sieć komórkową. Wszystko, co było potrzebne, to zasilanie dronów i zrzucenie daszku (kontenera) – wyjaśnia ukraiński ekspert od broni radioelektronicznej Serhij Beskrestnow.

Łączność utrzymywano przez sieć LTE (część 4G). Co oznacza, że wcześniej wokół lotnisk kręcili się ukraińscy zwiadowcy, sprawdzając, czy jest tam zasięg. Sam wylot dronów z kryjówek podobno mógł trwać do półtorej godziny.

Czytaj więcej

Trump rozmawiał z Putinem. Kreml zapowiada odwet za ataki na lotniska

Ukraińskie akcje zmusiły do milczenia dwóch prezydentów

Akcja była tak zuchwała i udana, że na dwa dni zamilkli prezydenci USA i Rosji (Władimir Putin milczy nadal). – To przecież wielkie zwycięstwo, wyraźny sukces ukraiński. Po co go powiększać, mówiąc o nim. Tak sądzi Putin – wyjaśnia były kremlowski urzędnik Abbas Gałliamow.

Kanadyjscy dziennikarze bardzo nielubiący Donalda Trumpa zauważyli zaś, że „ukraińskiej armii udało się to, co nie udało się całemu światu – zatkała Trumpa”.

Od wtorku obaj (a szczególnie Putin) mają kolejny problem – Ukraińcy po raz trzeci zaatakowali ukochany most Putina, Krymski. A USA wielokrotnie ostrzegały Kijów przed jego atakowaniem.

– Wybuch rzeczywiście był, nic nie uszkodzono, most działa – zapewnił rzecznik Kremla.

We wtorek nad ranem jakiś ładunek eksplodował pod wodą, przy jednym z filarów. Ukraińska służba bezpieczeństwa poinformowała, że umieściła pod filarami ponad tonę materiału wybuchowego. Ale z komunikatu nie wiadomo, czy wszystko było pod jednym filarem, czy pod kilkoma i czy już zostało odpalone.

Czytaj więcej

Ukraińskiej zemsty ciąg dalszy. Teraz most Krymski?

Ukraińskie drony czekają pod wodą na ruch Putina

„Jak na tonę ładunku to eksplozja była zbyt mała” – stwierdził na X, dawnym Twitterze, jeden z byłych amerykańskich wojskowych. Po wybuchu nie widać na moście znacznych zniszczeń i ruch po nim trwa nadal. Ale eksperci wskazują na dość specyficzną jego konstrukcję: każdy filar wspiera się o dno morskie na kilkudziesięciu stalowych rurach wypełnionych betonem, niewidocznych, bo znajdujących się pod powierzchnią wody. Nie wiadomo więc, czy i w jakim stopniu zostały uszkodzone. Na nagraniu z eksplozji widać muł z dna wylatujący wraz z wodą w górę i mnóstwo jakichś drobnych, metalowych odłamków.

„Niech Rosjanie puszczą przez most pociąg wojskowy, od razu wszystkiego się dowiemy” – stwierdził kolejny Amerykanin, podejrzewający że konstrukcja może się rozchybotać pod ogromnym ciężarem transportu.

Nikt nie wierzy, by eksplozja była dziełem zwykłego ładunku wybuchowego. Wszyscy wskazują na ukraińskie drony podwodne jako na sprawców wybuchu. Ukraińscy specjaliści mówią wprost o dronach-torpedach skonstruowanych w 2023 roku: Tołoka i Mariczka. W różnych wersjach mogą przenosić od 50 kg do 5 ton ładunku wybuchowego, a pod most mogły przedostać się pod dnem jakiegoś statku. Jednocześnie wykluczają, by ładunek podłożyli płetwonurkowie – byłby zbyt duży dla nich.

Czytaj więcej

Gen. Dariusz Łukowski: Nadchodzi decydujący moment wojny w Ukrainie

Ponieważ jednak wtorkowy wybuch był zbyt mały jak na zapowiedzianą tonę materiału wybuchowego, specjaliści dopuszczają, że pod jakimś filarem czai się kolejny dron. Zostanie zaś odpalony (lub nie) w zależności od zachowania Putina i ewentualnej skali jego zemsty.

Rosyjska policja rozesłała list gończy za byłym kijowskim didżejem Artiomem Trofimowem, który miał koordynować atak na lotniska ze strategicznymi bombowcami. Ale dzień przed uderzeniem wraz z żoną wyjechał „poza granice Rosji” i „tam świętował urodziny”, informują ze złością rosyjscy imperialni blogerzy.

Mieszkający w syberyjskim Czelabińsku Trofimow był podobno właścicielem tirów, które rozwiozły po Rosji drewniane domki, w których schowano ukraińskie drony. Również w Czelabińsku, w wynajętej hali, przygotowywano je do uderzenia. Wcześniej zostały przemycone do Rosji, nie wiadomo jednak skąd.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konflikty zbrojne
Niemiecki generał: Zawieszenie broni przyspieszy gotowość Rosji do ataku na NATO
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Konflikty zbrojne
Nowy sondaż: Ukraińcy wciąż gotowi dźwigać ciężar wojny
Konflikty zbrojne
Kijów celem zmasowanego ataku powietrznego. Odwet Rosji za operację „Pajęczyna”?
Konflikty zbrojne
Izrael zablokuje Flotyllę Wolności z Gretą Thunberg. Na pokładzie pomoc dla Gazy
Konflikty zbrojne
Były szef brytyjskiej armii roztacza czarny scenariusz jednoczesnego ataku Rosji i Chin. Co wtedy zrobi NATO?