– To byłoby samobójstwo – mówi „Rzeczpospolitej” Oleksij Arestowycz, doradca prezydenta Ukrainy. Twierdzi, że gdyby białoruska armia rzeczywiście przystąpiła do wojny i próbowała odciąć Ukrainę od Polski i zachodniej pomocy, będzie się musiała zmierzyć nie tylko z ukraińskimi siłami zbrojnymi w obwodzie lwowskim, ale też żołnierzami obrony terytorialnej i mocnym oporem ludności cywilnej. Ukraiński wywiad wojskowy twierdzi, że funkcjonariusze rosyjskich służb próbują „motywować” białoruskich żołnierzy wynagrodzeniem w wysokości 1000–1500 dolarów miesięcznie.

Czytaj więcej

Andrzej Łomanowski: O krok od politycznego samobójstwa

Jedności co do udziału w wojnie przeciwko Ukrainie według Kijowa nie ma nawet na najwyższym szczeblu wojskowo-politycznego kierownictwa Białorusi. Tymczasem znany białoruski ekspert wojskowy Aleksander Alesin wskazuje „Rzeczpospolitej”, że w białoruskich siłach zbrojnych są trzy brygady w pełni gotowe do udziału w wojnie i wykonania rozkazów. To elita armii Łukaszenki – razem nieco ponad 10 tys. żołnierzy. – Takimi siłami nie dysponuje się ad hoc. Myślę, że Putin z Łukaszenką podzielili się rolami. Łukaszenko ma zabezpieczać zachodnią granicę z NATO – twierdzi Alesin.

Tymczasem po stronie ukraińskiej armii walczą już setki Białorusinów. Ponad stu, jak zdradza szef Białoruskiego Domu w Warszawie Aleś Zarembiuk, trafiło nad Dniepr z Polski. – Ogółem liczba Białorusinów w batalionie im. Konstantego Kalinowskiego i ukraińskiej obronie terytorialnej sięga już pięciuset – mówi „Rzeczpospolitej” Zarembiuk, zaangażowany w pomoc białoruskim ochotnikom. – Jadą bronić Ukrainy z taką myślą, że to jest też walka o przyszłe wolne państwo białoruskie – dodaje. Obawia się jednak, że pod presją Moskwy Łukaszenko może wprowadzić swoje wojska 25 marca. – Tego dnia wolni Białorusini od lat obchodzą Dzień Wolności, w ten sposób Putin i Łukaszenko zhańbiliby nasze święto – mówi.

Czytaj więcej

Białorusini mówią wojnie „nie”