Andrzej Łomanowski: O krok od politycznego samobójstwa

Od prawie miesiąca Łukaszenko próbuje wywinąć się rosyjskim żądaniom wysłania swych wojsk na wojnę w Ukrainie. Jeśli jednak żołnierze ruszą na sąsiada, położą tym samym kres jego rządom.

Publikacja: 24.03.2022 05:59

Andrzej Łomanowski: O krok od politycznego samobójstwa

Foto: president.gov.by

Straty, jakie poniosła rosyjska armia w ciągu prawie czterech tygodni walk, pozostają tajemnicą państwową. Ale musiały być bardzo duże, bo dowództwo rozpaczliwie szuka rezerw, które można wysłać na front – najlepiej natychmiast. Kreml boi się jednak najprostszego rozwiązania i ogłoszenia powszechnej mobilizacji. Mimo że podobno większość Rosjan popiera inwazję, to jednak nie wiadomo, jak by zareagowali – to znaczy, wiadomo, że nie byłby to wybuch radości. Czym innym bowiem jest wykrzykiwanie, nawet publiczne, że Rosja to imperium i wszyscy dookoła mają być jej posłuszni, a czym innym oddawanie własnego życia za takie nonsensy.

Stąd kremlowskie pomysły werbowania najemników w Syrii i Libii, ściąganie żołnierzy z baz w Armenii i Tadżykistanie, byle tylko zatkać coraz większe dziury spowodowane celnym ogniem Ukraińców. Tymczasem tuż za linią frontu znajduje się kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy z armii, która choć formalnie sojusznicza, nie chce ruszyć w ślad za Rosjanami w głąb Ukrainy. Armii białoruskiej.

Czytaj więcej

Czy Łukaszenko otworzy drugi front?

Z podległego Łukaszence terytorium startują rakiety na ukraińskie miasta, a rosyjskie wojska czują się tam jak u siebie, jednak Mińskowi dotychczas udawało się wymigiwać od bezpośredniego zaangażowania w wojnę. Ale ukraiński opór i rosyjskie straty powodują, że Kreml przestał już być wobec niego natarczywy, on żąda. Łukaszenko się wije, próbuje przekonać Rosjan, że nie może nikogo wysłać na południe, bo zagraża mu NATO z północnego zachodu i zachodu, czyli z Litwy i Polski – o dziwo nie wspomina o Łotwie. Próbując wykazać swe oddanie, kazał jednak skoncentrować swoje oddziały na granicy z Ukrainą, ale nie chce wydać im rozkazu do ataku.

Czas działa jednak na jego niekorzyść. Coraz więcej rosyjskich żołnierzy zostaje na zawsze na ukraińskiej ziemi, coraz bardziej zdenerwowani są lokatorzy Kremla. A Łukaszenko poci się z przerażenia, znalazłszy się między młotem a kowadłem. Przytłaczająca większość białoruskiego społeczeństwa jest przeciwna rosyjskiej inwazji na Ukrainę, nie mówiąc już o angażowaniu własnego wojska. Co gorsza, dla wąsatego dyktatora podobne są nastroje w armii, w tym wśród oficerów.

Czytaj więcej

Białorusini mówią wojnie „nie”

W chwili wydania rozkazu do ataku nie wiadomo więc, w którą stronę ruszyliby żołnierze przynajmniej części jednostek: do Ukrainy czy do Mińska. Rosjanie, zdając sobie z tego sprawę, wysłali już do białoruskiej armii oficerów swoich służb specjalnych, którzy mają zapewnić jej lojalność.

Ale to tylko pogarsza sytuację Łukaszenki. Jeśli bowiem Kreml sam, bez jego pomocy zapanuje nad jego własną armią i uda mu się zmusić ją do zaatakowania Ukrainy, będzie to również oznaczało koniec rządów dyktatora. Wraz z utratą wpływów w wojsku przestanie się liczyć. Przynajmniej dla Kremla. Pozostaną jego jękliwe prośby o pomoc finansową, budzące tym większe rozdrażnienie, im bardziej pogarsza się sytuacja samej Rosji objętej sankcjami. Stąd już tylko krok do wymienienia Łukaszenki, pozbawionego wsparcia zbrojnej siły, na sprawniejszego menedżera.

Straty, jakie poniosła rosyjska armia w ciągu prawie czterech tygodni walk, pozostają tajemnicą państwową. Ale musiały być bardzo duże, bo dowództwo rozpaczliwie szuka rezerw, które można wysłać na front – najlepiej natychmiast. Kreml boi się jednak najprostszego rozwiązania i ogłoszenia powszechnej mobilizacji. Mimo że podobno większość Rosjan popiera inwazję, to jednak nie wiadomo, jak by zareagowali – to znaczy, wiadomo, że nie byłby to wybuch radości. Czym innym bowiem jest wykrzykiwanie, nawet publiczne, że Rosja to imperium i wszyscy dookoła mają być jej posłuszni, a czym innym oddawanie własnego życia za takie nonsensy.

Pozostało 82% artykułu
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Być sigmą – czemó młodzi wymyślają takie słówka?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Kurs na gospodarczy patriotyzm i przeciw globalizacji. Pożegnanie Rafała Trzaskowskiego z liberalizmem
Komentarze
Dlaczego Mercosur jest gospodarczą i geopolityczną szansą dla Unii Europejskiej
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Koniec Baszara Asada, wielkiego zbrodniarza. Czego początek?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Komentarze
Idą wybory, więc Tusk i Hołownia są skazani na szorstką przyjaźń