Jędrzej Bielecki: W Unii róbmy jak Niemcy

Nasi zachodni sąsiedzi stosują w Brukseli zasadę: płaci się tyle, ile trzeba, żeby uzyskać tyle, ile się da. Idźmy ich śladem. I poprzyjmy plan Ursuli von der Leyen.

Publikacja: 27.05.2020 21:00

Jędrzej Bielecki: W Unii róbmy jak Niemcy

Foto: AFP

Komisja Europejska proponuje wart 750 mld euro Fundusz Odbudowy Unii, finezyjną mieszankę grantów i kredytów. Po raz pierwszy od poszerzenia Wspólnoty w 2004 r. głównymi beneficjentami programu będą kraje południa Europy, a nie Polska i jej sąsiedzi. Nie da się nawet wykluczyć, że nasz kraj będzie musiał w długiej perspektywie do programu dopłacić: to się okaże, gdy w wyniku trudnych negocjacji 27 przywódców UE zostanie ustalony ostateczny kształt funduszu. Ale nawet jeśli tak się stanie, powinniśmy poprzeć ideę Brukseli, choć nie bez walki o jak najlepsze dla nas warunki.

63-letnia Unia okazała się po wybuchu pandemii pacjentem wysokiego ryzyka. Ofiarą wirusa padły filary integracji: polityka konkurencji (każdy wydaje teraz na pomoc publiczną tyle, ile chce), Schengen (każdy zamyka granice, jak chce), reguły z Maastricht (każdy ma deficyt, jaki mu się podoba) i polityka spójności (różnica w bogactwie południa i północy Unii coraz bardziej się pogłębia).

Polska, która dopiero przegoniła najbiedniejsze kraje Zachodu (Grecję, Portugalię), potrzebuje przynajmniej jeszcze jednego pokolenia, aby zająć silniejszą pozycję w Europie. Ale żeby tak się stało, bardziej niż dotacje z Unii potrzebne jest dalsze istnienie jednolitego rynku. Skoro ceną ma być nasz udział w Funduszu Odbudowy, warto ją zapłacić. Ale nie jest za wcześnie na zmianę przy tej okazji stosunku do Wspólnoty. 16 lat po przystąpieniu do Wspólnoty i 31 lat po obaleniu komunizmu dziecięca wiara, że wszystko, co przychodzi z Brukseli, jest dla nas zbawienne, powinna odejść w przeszłość. Podobnie jak lustrzana odpowiedź na to, polegająca na odrzuceniu wszystkiego, co powstało w europejskiej centrali.

Spójrzmy, jak to robią Niemcy. Dla nich Unia to forum starcia narodowych interesów, gdzie płaci się tyle, ile trzeba, żeby uzyskać tyle, ile się da. Dzięki temu Berlin, choć ledwie trzy pokolenia temu ściągnął na kontynent, a także na siebie największą katastrofę w historii dziejów, dziś uzyskał niezwykłe wpływy polityczne i korzyści gospodarcze na kontynencie.

Polska na swoją skalę też może pójść tą drogą, pod warunkiem że rząd i opozycja zdobędą się na minimum współpracy przed podjęciem negocjacji z Brukselą. Zaczynając od wykorzystania faktu, iż tym razem to my pomagamy Włochom, Hiszpanii i Francji, bo skuteczniej od nich uporaliśmy się z sanitarnymi i gospodarczymi efektami pandemii. Niemcy z pewnością coś by za to z Unii wyszarpali. Spróbujmy i my.

Komisja Europejska proponuje wart 750 mld euro Fundusz Odbudowy Unii, finezyjną mieszankę grantów i kredytów. Po raz pierwszy od poszerzenia Wspólnoty w 2004 r. głównymi beneficjentami programu będą kraje południa Europy, a nie Polska i jej sąsiedzi. Nie da się nawet wykluczyć, że nasz kraj będzie musiał w długiej perspektywie do programu dopłacić: to się okaże, gdy w wyniku trudnych negocjacji 27 przywódców UE zostanie ustalony ostateczny kształt funduszu. Ale nawet jeśli tak się stanie, powinniśmy poprzeć ideę Brukseli, choć nie bez walki o jak najlepsze dla nas warunki.

Komentarze
Orędzie Hołowni. Gdzie Duda i Tusk się biją, tam marszałek chce skorzystać
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Orędzie Andrzeja Dudy. Prezydent patrzy na UE oczyma PiS
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Czy Tusk i Kaczyński zmienią wybory do PE w referendum o przyszłości Unii?
Komentarze
Michał Kolanko: „Zderzaki” paradygmatem polityki szefa PO, czyli europejska roszada Donalda Tuska
Komentarze
Izabela Kacprzak: Premier Kaszub zrozumiał Ślązaków
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił