Tegoroczna gala była bardzo znacząca. Upadł na niej mit amerykańskiego snu. Amerykanie głęboko odczuwają kryzys gospodarczy i niepokoje wojny irackiej – przestali wierzyć w swoją szczęśliwą gwiazdę. Uhonorowane Oscarami filmy: "To nie jest kraj dla starych ludzi", "Aż poleje się krew", "Michael Clayton", portretują Amerykę amoralną, chciwą, pełną wybujałych, niezdrowych ambicji. Pokazują meandry historii i jej niejednoznaczność.
"Katyń" jest filmem bardzo ważnym dla Polaków, a światu przypomina o tragicznym, zupełnie nieznanym epizodzie naszych dziejów. Jednak w swoich czarno-białych odcieniach nie pasuje do dzisiejszego nastroju Ameryki. Osadzony w tym samym okresie historycznym obraz "Fałszerze" zadaje pytania o wartość własnej godności i cenę przetrwania. Proponuje opowieść nie o sile, lecz o ludzkich słabościach. Niepokoi, wyrywa z dobrego samopoczucia. Jest też mniej konwencjonalnie zrealizowany.
Po ogłoszeniu nominacji w kategorii filmów nieanglojęzycznych czołowi krytycy zarzucali konserwatyzm komisji selekcyjnej, w której skład wchodzą na ogół najstarsi akademicy. W przedbiegach odpadły filmy wybitne, lecz drastyczne, jak choćby "4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni" Cristiana Mungiu. Na Oscara głosują już jednak wszyscy członkowie Akademii. I to oni opowiedzieli się za kinem bardziej nowoczesnym, wpisującym się w sposób odczuwania współczesnych.
Jednak – choć trochę żal – nie narzekajmy. "Katyń" odniósł już pierwsze sukcesy: stał się ważnym wydarzeniem politycznym w Berlinie, a w rywalizacji oscarowej znalazł się wśród pięciu tytułów wybranych z 63 zgłoszonych przez narodowe kinematografie. A swoją rolę na świecie i tak jeszcze odegra.