Na szczęście jest jeszcze Kubica

Sprowadzanie na ziemię nie należy do przyjemności, zwłaszcza gdy człowiek tak się uniesie, że głową buja w obłokach. Przed meczem z Niemcami Polacy tak się nakręcili, że wszystko poza zdecydowanym zwycięstwem wydawało się wielu z nas niemożliwe, a poza tym niesprawiedliwe.

Aktualizacja: 09.06.2008 06:04 Publikacja: 09.06.2008 06:03

Wygrana z zespołem, który ma lepszych piłkarzy, miała być z jakiegoś powodu pewna i słuszna, zwłaszcza ze względu na to, że nigdy z Niemcami nie wygraliśmy, a w ich drużynie najlepsi są dwaj Polacy, którzy Niemcami stali się tylko nieszczęśliwym (dla nich, ma się rozumieć) przypadkiem.

Kibice piłkarscy nie od dziś żyją w mocno zdeformowanej rzeczywistości i proste prawdy do nich nie docierają. A gdy docierają, wywołują agresję, czasem dziwną – w centrum Klagenfurtu, gdzie oglądałem mecz, ulubionym okrzykiem grupy kibiców obok mnie było „J…ć PZPN!”. Że to bez związku z czymkolwiek? Nie szkodzi.

Zresztą mistrzostwa w Austrii i Szwajcarii jak nigdy dotąd nadają się do rozpracowania przez psychiatrów. Najwięcej kibiców znajduje się nie na stadionach (bo te są za małe, by wszystkich zmieścić), tylko przed ogromnymi ekranami, gdzie sponsorzy fundują im wirtualną rozrywkę. Nie kibicujemy biało-czerwonym, tylko telewizorom, w których korporacje zamawiają dla nas mecz z udziałem reprezentacji. My, Polacy, powiewamy flagami z napisem Tyskie, Austriacy mają na swoich Mastercard, a Niemcy Carlsberga. Dziwnie to wygląda, zwłaszcza w połączeniu z Bogiem, Honorem i Ojczyzną, Bogurodzicą, Mazurkiem Dąbrowskiego i innymi narodowymi symbolami.

Poza tym jak dotąd w Austrii wszystko przebiega normalnie: najpierw napompowaliśmy balon własnych oczekiwań, a potem Niemcy go nam przebili. To boli.

Na szczęście jest jeszcze Robert Kubica. Wygrał jako pierwszy Polak w zawodach Formuły 1, na dodatek w zawodach na torze, gdzie przed rokiem miał groźny wypadek. Pokazał, na czym polega zawodowstwo, talent, ambicja i mądrość. Dał nam dowód, że naczelną cnotą Polaka nie musi być wiara w cuda.

Przy okazji dobrze byłoby, gdyby reakcją na jego triumf nie był kolejny odlot ku narodowej megalomanii, podobnie jak porażka w meczu piłkarskim z Niemcami nie powinna prowadzić do zbiorowego załamania psychicznego narodu. W końcu został nam jeszcze, co najmniej, mecz o wszystko.

Skomentuj na blogu

Wygrana z zespołem, który ma lepszych piłkarzy, miała być z jakiegoś powodu pewna i słuszna, zwłaszcza ze względu na to, że nigdy z Niemcami nie wygraliśmy, a w ich drużynie najlepsi są dwaj Polacy, którzy Niemcami stali się tylko nieszczęśliwym (dla nich, ma się rozumieć) przypadkiem.

Kibice piłkarscy nie od dziś żyją w mocno zdeformowanej rzeczywistości i proste prawdy do nich nie docierają. A gdy docierają, wywołują agresję, czasem dziwną – w centrum Klagenfurtu, gdzie oglądałem mecz, ulubionym okrzykiem grupy kibiców obok mnie było „J…ć PZPN!”. Że to bez związku z czymkolwiek? Nie szkodzi.

Komentarze
Rusłan Szoszyn: Donald Trump może przerwać wojnę w Ukrainie w ciągu doby
Komentarze
Jacek Czaputowicz: Indie a sprawa polska
Komentarze
Najnowszy sondaż pokazuje, jak ciekawa zrobiła się kampania na ostatniej prostej
Komentarze
Michał Szułdrzyński: 224 minuty piekielnych mąk, czyli co zapamiętamy z prezydenckiej debaty w TVP?
Komentarze
Bogusław Chrabota: Debata w duchu Twittera (dziś X)