W poprzednim felietonie nie broniłem prezesa NBP Sławomira Skrzypka, lecz tylko protestowałem przeciwko nagminnemu łamaniu wobec niego standardów zachowania. Można uznawać, że nie jest on optymalną osobą na tym stanowisku, a jednocześnie zdawać sobie sprawę, że naciski ze strony rządu na prezesa Narodowego Banku Polskiego są niedopuszczalne. Oczywiście, można wyobrazić sobie, że prezes zagraża funkcjonowaniu kierowanej przez siebie instytucji i sięgnąć po środki nadzwyczajne, ale w tym wypadku nie ma podstaw do tego typu obaw. Choćby dlatego, że decyzje podejmowane są przez Radę Polityki Pieniężnej kolegialnie, a głos prezesa liczy się tak samo jak innych jej członków.

Naciski na Skrzypka są precedensem i stanowią zagrożenie niezależności NBP. Trudno zresztą zaakceptować naruszanie dobrych obyczajów w wypadku jakiejkolwiek osoby, zwłaszcza sprawującej znaczącą funkcję. Takim zachowaniem jest świadomie wprowadzające w błąd pytanie ze strony posła, który wychodzi, nie czekając na odpowiedź. Skandalem jest relacja dziennikarki, która cenzuruje wyjaśnienia prezesa i na tej manipulacji opiera swój komentarz.

Problemem jest, że przeciwnicy PiS będą się cieszyli z każdego, choćby naruszającego wszelkie normy dowalania prezesowi z nadania tej partii, a jej zwolennicy będą go bronili za wszelką cenę.

Brak miary w atakach na siebie obu partii przekłada się na zanik debaty publicznej, z której pozostają wyłącznie połajanki. Chamskie i groteskowe wystąpienia Palikota czy Niesiołowskiego znajdują godną odpowiedź prezesa Kaczyńskiego uznającego Kiszczaka za patrona PO. Podobny brak miary i niechęć do merytorycznej dyskusji odnajduję w niektórych reakcjach na moje teksty.

Skomentuj na blog.rp.pl/wildstein