Ogłaszając kolejny plan pokojowy, Sarkozy wypowiedział znamienne zdanie: "Świat byłby bardziej stabilny, gdyby udawało się rozwiązywać konflikty w taki właśnie sposób".

Zobaczmy zatem, w jaki sposób Unia rozwiązała konflikt na Kaukazie: w ciągu tygodnia mają zostać zlikwidowane rosyjskie posterunki wokół Senaki i Poti, a w ciągu miesiąca rosyjskie wojska wycofają się łaskawie z terytorium Gruzji (ale już nie z Abchazji i Osetii Południowej). W połowie października zaś zaczną się rokowania w sprawie przyszłości obu zbuntowanych prowincji (choć Rosja uznała już ich niepodległość, czego zatem mają dotyczyć te negocjacje?). Jeśli wszystkie punkty planu zostaną przez Moskwę zrealizowane, to UE – jak zapowiedział przywódca Francji – powróci do normalnych rozmów o przyszłej umowie handlowej z Rosją. Krótko mówiąc: w nagrodę za dokonanie rozbioru suwerennego państwa Unia Europejska zacieśni gospodarcze związki z Rosją.

Gdyby za kilka miesięcy Rosji przyszło do głowy oderwać Krym od Ukrainy, można by taki konflikt rozwiązać w równie skuteczny sposób. Miedwiediew zgodziłby się zlikwidować posterunki wokół Odessy i Chersonia oraz wycofać czołgi z Ukrainy. Ale oczywiście nie z Krymu, bo ktoś przecież musiałby bronić rosyjskojęzycznej mniejszości. Unia zgodziłaby się na taki układ, a świat stałby się jeszcze bardziej stabilny.

Najbardziej stabilny będzie jednak wtedy, gdy Europa pozwoli Moskwie na całkowitą odbudowę – polityczną i geograficzną – dawnego Związku Sowieckiego. Czy to przy pomocy sołdatów, czy szantażu energetycznego, czy też dawnych komunistycznych aparatczyków z bratnich krajów (jak dzieje się to dzisiaj w Bułgarii i na Węgrzech). W światowej dyplomacji, jak wiadomo, małe państewka i narody tylko przeszkadzają wielkim w robieniu poważnych interesów.