Wielkie telewizje nie będą wysyłały wozów satelitarnych, by relacjonować na żywo sekrety działania lokalnego układziku (bo przecież nie układu) z powiatowym komendantem policji, radnym i nauczycielkami w tle.

Ten dystans dzielący świat wielkich afer od lokalnych aferek jest jednocześnie miarą samotności i bezradności Czesławy Wereszczyńskiej, której historia wydaje się żywcem wyjęta z klasycznego psychologicznego horroru. Przez dwa lata nękają ją osoby z najbliższego otoczenia, które pewnie każdego dnia przechodzą obok niej z uśmiechem na twarzy. Nauczycielka nie potrafi niczego udowodnić, a gdy zdesperowana nagrywa potajemnie prześladowców, zamiast happy endu następuje nieoczekiwany zwrot akcji: to ofiarę czeka postępowanie dyscyplinarne.

I tak nagle powracamy do świata wielkich układów. Bo choć sama sprawa z Łukowa jest lokalna, jej mechanizm jest uniwersalny. Oto Polska, w której ludzkie zdrowie, majątek, a czasem i życie, zbyt często zależy od ukrytej pajęczyny powiązań i interesów.

Łatwo wyśmiewać taki pogląd jako objaw manii prześladowczej. Ale ten śmiech zwykle milknie, gdy na stole pojawia się stenogram kolejnej taśmy.