W tym wypadku chodzi o wskazanie rzeczywistej roli Związku Sowieckiego, który był sojusznikiem nazistowskich Niemiec w rozbiorze Europy, a starł się z nimi dopiero w walce o łupy. Mit pogromcy III Rzeszy służył Moskwie nie tylko w polityce wewnętrznej, ale także bardzo długo był uzasadnieniem szczególnego traktowania Związku Sowieckiego i partii komunistycznych w Europie Zachodniej.
Uczczenie pamięci ofiar stalinizmu na równi z ofiarami hitleryzmu będzie zasadniczym potępieniem stalinowskiego komunizmu. A to – do dziś – dla znacznej części lewicy europejskiej akt trudny do zaakceptowania.
Stalinizm był jednym z wcieleń komunizmu. Można spekulować, że był to model szczególny, a nawet zaprzeczenie idei Marksa, ale wszelkie doświadczenia wcielania komunizmu w dowolnym otoczeniu kulturowym i dowolnym czasie – czy będzie to Wietnam, Korea czy Jugosławia – z zasady wyglądały podobnie. Utrwalenie systemu i podporządkowanie mu społeczeństwa umożliwiało łagodzenie terroru, ale nie prowadziło do odejścia od totalitaryzmu. Co powodowało, że wszelkie próby zmian ustrojowych kończyły się porażką.
Lewica, i to zarówno w Polsce, jak i w całej Europie, najbliższa była rozliczenia się z komunizmem w latach 80. Komunizm okazał się nie tylko zbrodniczy, ale i niereformowalny, a więc należało konsekwentnie zdiagnozować źródła jego choroby. Okazało się jednak, że była to choroba głębsza niż sam komunizm, co przekonująco pokazał Leszek Kołakowski w "Głównych nurtach marksizmu".
Po upadku komunizmu realnego lewica cofnęła się przed rozliczeniem tej ideologii, bo zasadniczo podważyłoby to jej tradycje i hierarchie. Dlatego dziś tak zaciekle opiera się przed zrównaniem ze sobą dwóch totalitaryzmów. I dlatego też powinniśmy do tego dążyć. W imię prawdy i aby nie mogły się odrodzić.