W którym kierunku będzie zatem zmierzał sojusz? Wiele wskazuje na to, że historia zatoczyła koło, a najpoważniejszym wyzwaniem dla NATO nie jest już anonimowy bojownik w turbanie, wyposażony w bombę domowej roboty, lecz rozjuszony rosyjski niedźwiedź dysponujący bronią atomową, tysiącami samolotów i czołgów oraz prawem do weta w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Coraz pewniejsza siebie Moskwa już kilkakrotnie pokazała, na co ją stać: począwszy od sprawy Litwinienki, przez atak internetowy na Estonię, aż po konflikt w Gruzji.

Nic dziwnego, iż John Craddock, głównodowodzący sił NATO w Europie, zaproponował stworzenie szczegółowych planów obrony przed ofensywą ze strony Rosji. Ten doświadczony generał służył w latach 80. w Niemczech, poznał więc smak prawdziwej zimnej wojny. Być może pamięta także nazwiska sowieckich oficerów z tamtych czasów, którzy byli wówczas dla niego śmiertelnymi wrogami, a dziś dowodzą jednostkami na Kaukazie, w obwodzie kaliningradzkim czy w Czeczenii.

Czy taki plan uchroni nas przed nieszczęściem? W przeszłości najlepsze opracowania taktyczne okazywały się często niewiele warte. Plan Schlieffena, dzięki któremu Niemcy mieli w 1914 r. szybko zdobyć Paryż, spalił na panewce. Linia Maginota, która w 1940 r. miała zatrzymać Wehrmacht, stała się symbolem bezradności francuskiej armii. Ale dzisiejsza propozycja Craddocka to raczej ruch polityczny niż wojskowy, próba wysondowania pozostałych krajów członkowskich, głównie Niemiec i Francji, czy zechcą na nowo zdefiniować Rosję jako potencjalnego adwersarza. Jeśli NATO nie będzie pod tym względem politycznym monolitem, nie pomogą nam nawet najbardziej szczegółowe plany militarne.

[ul][li][b][link=http://blog.rp.pl/magierowski/2008/10/07/czy-nato-postawi-sie-rosji/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/li][/ul]