Jednak to tylko pozory. Donald Tusk nie oszczędził bowiem Lechowi Kaczyńskiemu żadnego upokorzenia. Począwszy od odmowy użyczenia rządowego samolotu, przez uparte twierdzenie, że prezydent wybiera się z prywatną wizytą do Brukseli – a nie na szczyt – aż po ostentacyjne ignorowanie przyjaznych gestów Kaczyńskiego na sali obrad.
Na co jeszcze pozwolą sobie szef rządu i jego ministrowie pilnie pobierający lekcje od Janusza Palikota, który wsławił się niedawno określeniem "trup na wrotkach" pod adresem głowy państwa?
Wypowiedzi i działania polityków PO były na tak niewyszukanym poziomie, iż właściwie można było się spodziewać, że w końcu któryś z "młodych zdolnych" ministrów Tuska zamiast biura podróży zaproponuje prezydentowi Rzeczypospolitej właśnie wrotki.
Jesteśmy świadkami bodaj najbardziej zawstydzającego widowiska w polskiej polityce po 1989 roku. Spektaklu, w którym premier za wszelką cenę usiłuje upokorzyć prezydenta, przenosząc przy tym na arenę międzynarodową swoje osobiste i polityczne ambicje. To kolejny przykład na to, jak bardzo polska polityka obniżyła loty. Kryzys dotknął wszystkich – bo przecież i prezydent zarzucał rządowi brak troski o interes kraju.
Donald Tusk, uniemożliwiając Lechowi Kaczyńskiemu normalny udział w szczycie Unii, chciał pewnie przekonać opinię publiczną, że jest silnym politykiem i to on decyduje, gdzie prezydent kraju może, a gdzie nie może jechać. Tym razem instynkt, pomagający mu odczytywać społeczne oczekiwania, zawiódł jednak premiera. Bo – jak pokazuje najnowszy sondaż "Rzeczpospolitej" – Polacy nie są zadowoleni z tego, że ktoś usiłuje upokorzyć prezydenta ich kraju. Nawet jeśli za tym prezydentem nie przepadają.