Reklama
Rozwiń
Reklama

Samo euro nic nie zmieni

Szczególną cechą naszej debaty publicznej jest sprowadzanie każdej dyskusji do zajadłego szarpania się o sprawy drugorzędne. Pozwala to bardzo emocjonalnie angażować się w spór każdemu, także, a nawet przede wszystkim, tym, którzy pojęcia nie mają, o czym mowa.

Publikacja: 04.11.2008 22:46

Przykładem ożywiona dyskusja o reformie służby zdrowia, zmieniona w pryncypialny spór o to, czy przychodnie mają być prywatne, czy publiczne.

Owóż forma własności jest tu sprawą drugorzędną, bo klucz do uzdrowienia systemu usług medycznych leży w systemie ubezpieczeń i w uruchomieniu mechanizmów konkurencji. Dopóki mamy jeden biurokratycznie zarządzany NFZ, arbitralnie wyznaczający ceny i limity, nawet stuprocentowa prywatyzacja przychodni i szpitali nic nie zmieni, stworzy po prostu sytuację jak w peerelowskim rolnictwie, które niby było indywidualne, ale przecież w najmniejszym stopniu nierynkowe.

I odwrotnie – przy uruchomieniu konkurencji nie ma potrzeby na siłę narzucać formy własności. Dziesięć lat temu robiłem dla TVP reportaż o amerykańskim publicznym szpitalu, który z powodzeniem konkurował z istniejącymi w tym samym hrabstwie placówkami prywatnymi.

Podobnemu skretynieniu uległa natychmiast debata o euro. Tak jak kiedyś osłabienie czy wzmocnienie waluty, tak teraz zastąpienie złotego euro przedstawiane jest jako cudowny sposób na gospodarczą prosperity.

Otóż nic podobnego, euro samo z siebie niewiele zmieni – czy się opłaci, czy nie, zależy od tego, jak się do jego przyjęcia przygotujemy i jak tę operację przeprowadzimy. A kondycja gospodarki nie zależy od używanej waluty, tylko od stopnia swobody gospodarczej, praworządności, stabilności i przewidywalności systemu podatkowego i innych tego rodzaju spraw, które naprawić jest znacznie trudniej, niż wyzbyć się złotego.

Reklama
Reklama

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2008/11/04/samo-euro-nic-nie-zmieni/]blog.rp.pl/ziemkiewicz[/link]

Przykładem ożywiona dyskusja o reformie służby zdrowia, zmieniona w pryncypialny spór o to, czy przychodnie mają być prywatne, czy publiczne.

Owóż forma własności jest tu sprawą drugorzędną, bo klucz do uzdrowienia systemu usług medycznych leży w systemie ubezpieczeń i w uruchomieniu mechanizmów konkurencji. Dopóki mamy jeden biurokratycznie zarządzany NFZ, arbitralnie wyznaczający ceny i limity, nawet stuprocentowa prywatyzacja przychodni i szpitali nic nie zmieni, stworzy po prostu sytuację jak w peerelowskim rolnictwie, które niby było indywidualne, ale przecież w najmniejszym stopniu nierynkowe.

Reklama
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Wielka inba w edukacji. Czy rząd Donalda Tuska straci poparcie nauczycieli?
Materiał Promocyjny
Aneta Grzegorzewska, Gedeon Richter: Leki generyczne też mogą być innowacyjne
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego afera z działką pod CPK nie cichnie, czyli co najbardziej martwi PiS
Komentarze
Estera Flieger: Kultura, głupcze. Dla Donalda Tuska to niestety tylko gadżet
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Wynik wyborów w Holandii nadzieją dla Europy
Materiał Promocyjny
Osiedle Zdrój – zielona inwestycja w sercu Milanówka i… Polski
Komentarze
Bogusław Chrabota: Spotkanie Donald Trump-Xi Jinping w Busan. Topór wojenny nie został zakopany
Reklama
Reklama