Chrześcijanie są w defensywie, gdyż ich głos sprzeciwu wobec takich praktyk jest słabo słyszalny. Brakuje im instytucjonalnego i społecznego wsparcia. W większości krajów cywilizowanych politycy nie szczędzą słów, gdy mowa o tolerancji religijnej, lecz w zadziwiający sposób milczą, gdy ofiarami nienawiści są np. katolicy. W tych samych krajach media są wyczulone na wszelkie przejawy dyskryminacji wobec muzułmanów, lecz jednocześnie niektóre gazety i stacje telewizyjne ochoczo przyłączają się do nagonki na wyznawców Chrystusa.
Trudno oczekiwać powszechnego krzyku oburzenia na prześladowanie chrześcijan, gdy ci, którzy powinni krzyczeć, sami nie są bez winy. Ta część świata, w której narodziła się religia chrześcijańska, przeszła daleką drogę: od podróży misyjnych św. Pawła poprzez krucjaty, inkwizycję, rewolucję francuską, ponure lata dominacji dwóch ateistycznych totalitaryzmów, aż po dobrowolne zerwanie z wiarą i tradycją. Niemiec nie będzie się dziś rozczulać nad losem zakonnic mordowanych w Afryce, bo nie rozumie ich poświęcenia i męczeństwa. Szwed nie stanie w obronie chińskich katolików, bo jego własne państwo zbliża się coraz bardziej do ateistycznego wzorca wyznaczonego przez Mao. A przeciętny Hiszpan nie przejmie się losem chrześcijan w Arabii Saudyjskiej, bo pogardza religią jako taką, a za największe zagrożenie dla współczesnego świata uważa Opus Dei.
Konkluzja jest prosta: im mniej ludzi będzie krzyczało, tym bardziej donośny musi być głos tych, którzy nie pozostają obojętni na cierpienia współwyznawców.
Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/magierowski/2008/11/20/marek-magierowski-krzyk-w-obronie-chrzescijan/]blog.rp.pl/magierowski[/link]