Podczas prac nad ustawą paragrafy pojawiają się i znikają w tajemniczy sposób. Ktoś chce odebrać TVP transmisje sportowe, ktoś woli, by urzędnicy ustalali ręcznie, co i kiedy emitować, ktoś inny zaś dopisał do tego taki sposób finansowania, żeby na nic nie starczyło. A targi PO – SLD zakończyły się pomysłem powołania kilkunastu nowych spółek, najpewniej po to, by można było zapłacić lewicy za poparcie stanowiskami w zarządach.
Wygląda na to, że ustawa ma trzy cele: oddanie TVP pod bezpośredni nadzór aktualnej większości parlamentarnej, zdecydowane osłabienie jej pozycji oraz spełnienie przedwyborczej zapowiedzi premiera Donalda Tuska, który obiecał likwidację abonamentu.
Najnowszą wersję ustawy krytykują wszyscy: twórcy, dziennikarze, prawnicy, nawet jej autor prof. Tadeusz Kowalski oraz minister kultury Bogdan Zdrojewski, który zlecił jej napisanie. Co z tego? Nic. Kto wierzy, że Sejm poprawi kompromitujące zapisy, jest w błędzie. Jak posłowie poprawiają prawo, pokazała niedawna "debata" nad cięciem dotacji dla partii. Odrzucony rano projekt został w pośpiechu przegłosowany po południu, bo tak kazał premier, który chciał pokazać wyborcom, że odbierze pieniądze partyjnym darmozjadom. Ustawa okazała się prawnym bublem. Teraz Sejm zabiera się do spełnienia kolejnego marzenia szefa rządu. Za jaką cenę?
Jeżeli TVP, najsilniejszy gracz medialny w Polsce, zostanie w wyniku reform PO zredukowana do roli niszowego, ubezwłasnowolnionego przez biurokratów kanału, będzie to z pewnością osiągnięcie bez precedensu. Pytanie tylko, czy na pewno PO chce akurat w ten sposób zapisać się w historii. A jeśli tak, to dlaczego?
[ramka][link=http://blog.rp.pl/gociek/2009/04/21/politycy-maja-wizje-telewizje/]Skomentuj[/link][/ramka]