[b][link=http://blog.rp.pl/magierowski/2009/04/29/europa-60-letnich-ideologow/]skomentuj na blogu[/link][/b]
I to ci ostatni będą kształtować obraz Unii w najbliższych latach. Skoro już udało się Europejczyków nakarmić, odsunąć od nich groźbę wojen, wręczyć im w prezencie pigułkę antykoncepcyjną i pilota telewizyjnego, skoro udało się zniechęcić ich do zadawania trudnych pytań, skoro już w nic nie wierzą i nic ich nie obchodzi, można przystąpić do ostatniego etapu jednoczenia kontynentu: jednoczenia umysłów.
Będziemy więc jechać dobrą autostradą i bez paszportu z Warszawy przez Monachium do Rzymu albo Madrytu, lecz gnębić nas będzie ponura myśl: czy te mijane po drodze katedry, bawarscy rolnicy witający się słowami "Szczęść Boże" i pielgrzymi zmierzający do Santiago de Compostela to jeszcze Europa czy tylko pokryty patyną relikt. Czy hiszpańscy emeryci oglądający walki byków i włoskie małżeństwa z czwórką hałaśliwych dzieci to jeszcze Europa czy niepoprawny politycznie miraż.
No i ten nieszczęsny Watykan ze swoim sędziwym lokatorem – czy to jeszcze nasza wspólna Europa czy wyłącznie siedlisko reakcji i zabobonu?
Pięć lat po wstąpieniu do Unii satysfakcję z bycia obywatelem Starego Kontynentu przyćmiewa pytanie: czy za pięć kolejnych lat unijni ideolodzy nie postawią nas ostatecznie przed wyborem między starą a nową Europą. Nie w sensie geopolitycznym, lecz światopoglądowym. A będzie to wybór bolesny: między Europą, która chce zachować tradycję i zdrowy rozsądek, a Europą, w której wszystko ma być odwrócone do góry nogami. Bo taki kaprys ma paru 60-latków, którzy za wszelką cenę chcą dokończyć rewolucję 1968 roku.