Fakt, że niczym legendarny Cyncynatus wyrzekł się zaszczytu prezydentury, aby wszystkie siły poświęcić pracy, to wielkie szczęście nie tylko dla Polski, ale i dla Europy. Europa bowiem także potrzebuje go ponad wszelkie pojęcie.
Tak, zupełnie poważnie, wyjaśnia rezygnację Tuska z walki o prezydenturę Bartosz T. Wieliński z "Gazety Wyborczej", bijąc tym samym rekord w dziedzinie, nazwijmy to ładnie, schlebiania premierowi – choć konkurencja w wiadomych mediach jest tu, każdy przyzna, ogromna.
Kreśląc obraz Tuska, "którego w Unii się słucha" i który "dogaduje się z wielkimi (…), ale nie jest ich marionetką", i stwierdzając, że "rola Tuska na pewno będzie rosła", pointuje zupełnie fantastycznie: "z dobrego źródła wiem nawet, że do pozostania szefem rządu od kilkunastu miesięcy namawiała go Angela Merkel". Co skądinąd jest fantastycznym przykładem salonowej dialektyki, bo przecież gdyby podobna sugestia wyszła np. od profesora Krasnodębskiego, byłaby to "podłość roku".
Można tylko zapytać, czemu redaktor zakłada, że gdyby wyznaczył Tusk innego premiera, to musiałby "toczyć z nim spór o krzesło na unijnych szczytach" i "podstawiać nogę", i nie byłby ów hipotetyczny premier infant równie lubiany przez panią kanclerz. No, ale koledzy z "Wyborczej" są znacznie bliżej z władzą niż my, więc widocznie coś wiedzą.
$>