Reklama

Chwalmy Komorowskiego

Czy dla Prezydenta RP powinny być tak ważne komplementy zagranicznej prasy

Publikacja: 09.11.2010 16:30

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Rzeczpospolita

Najprzyjemniejsza chwila dnia pracy prezydenta Bronisława Komorowskiego, to lektura przeglądu prasy zagranicznej. Z każdą przeczytaną pochwałą władz naszego kraju kraśnieje lico głowy państwa, każde wyrazy uznania sprawiają, że prezydent jest coraz bardziej zadowolony ze spełnienia swych wyborczych obietnic.

Przesada? Niekoniecznie. Pytany w poniedziałkowym wywiadzie przez Tomasza Lisa o największe osiągnięcia swej dotychczasowej prezydentury Bronisław Komorowski wymienił trzy. Za pierwsze i najważniejsze zadanie swej pracy uznał przywrócenie opinii o Polsce zagranica jako kraju chwalonego i przewidywalnego. Dalej znalazły się wspieranie modernizacji kraju i budowę społecznego zaufania.

Najciekawszy jest dla mnie punkt pierwszy. Dlaczego? Bo ciekawy jest sposób jego uzasadnienia. "Wystarczy przejrzeć prasę główną, która komentuje wydarzenia polityczne w Europie nie ma wątpliwości, jak świat widział np. harce wokół krzesła". Jak komentował? "Świat patrzył na to ze zdziwieniem, z deaprob... że tak powiem z niesmakiem."

A zatem od tego, czy działaliśmy skutecznie, czy nasza polityka przynosiła efekty z punktu widzenia interesów polskich, ważniejsz okazuje się to, jak patrzył na Polskę świat. Choć słowo "dezaprobata" uwięzło w ustach prezydenta, "niesmak" wcale nie brzmi lepiej. A zatem w ocenie skuteczności działań polskich władz ważniejsze od kryterium politycznego - czy są one skutecznie -, staje się kryterium estetyczne - czy ładnie wygląda i czy jest chwalony przez innych.

Choć prezydent usiłował się wytłumaczyć, że "może są większe zmartwienia, że świat czegoś nie rozumie", warto przy tej okazji przypomnieć pojęcia suwerenności i podmiotowości. Państwo suwerenne to takie, które samo decyduje o swych działaniach, które samo stawia sobie cele. A prezydenta Rzeczpospolitej wybierają wszyscy Polacy, nie zaś członkowie zagranicznych rządów, ani zagraniczni dziennikarze.

Reklama
Reklama

Oczywiście członkostwo w organizacjach międzynarodowych ogranicza suwerenność państwa. W przypadku Polski fakt bycia w Unii Europejskiej sprawia, że część decyzji dotyczących życia Polaków zapada w Brukseli a nie w Warszawie. Ale na takie ograniczenie podmiotowości zgodził się suweren - naród w referendum. Sytuacja w której o celach naszej polityki zagranicznej decyduje nie interes narodowy, nie decyzje organizacji międzynarodowych, lecz pochwały innych rządów oraz opinie zagranicznej prasy powinny wzbudzić niepokój. Choć zasadą funkcjonowania np. Unii Europejskiej jest budowanie sojuszy a nie antagonizmów, choć jest oczywiście lepiej, by Polska miała dobrą prasę niż złą, uznanie polepszenie opinii o Polsce za największy sukces 100 dni prezydentury przypomina stawianie wozu przed koniem. Bo w sytuacji konfliktu interesów np. z Niemcami, Francją czy Rosją, możemy być pewni, że zostaniemy skrytykowani przez tamtejszą prasę. Czy to jednak będzie oznaczać, że nasza polityka będzie niewłaściwa?

Nie uważam by zarzut Jarosława Kaczyńskiego, iż Polska staje się kondominium rosyjsko-niemieckim, był słuszny. Niemniej jednak sytuacja, w której głównym celem prezydentury ma być podobanie się na zachodzie, może budzić podejrzenia, że nie jesteśmy też całkiem suwerenni.

Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Po co te dziwne aluzje, pośle Ćwik? Czy wracają czasy rechoczących wujków?
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Rekonstrukcja, czyli Donald Tusk idzie na wojnę
Komentarze
Rusłan Szoszyn: 40 minut udawania w Stambule. Dlaczego Władimir Putin nie spieszy się z końcem wojny?
Komentarze
Michał Płociński: Premier Radosław Sikorski. To kiedy Donald Tusk ustąpi?
Komentarze
Rekonstrukcja rządu. Donald Tusk nie przypadkiem skupił się na trzech kwestiach
Reklama
Reklama