„Dobrze jest psiakrew, a kto powie, że nie, to go w mordę” – te słowa, wbrew pozorom, nie pochodzą z sylwestrowego wystąpienia Bronisława Komorowskiego. Jednak zakończenie powieści Witkacego „Pożegnanie Jesieni” do orędzia pasuje jak ulał.
Z sylwestrowego wystąpienia głowy państwa wyłania się iście sielankowy obraz Polski. Owszem, miniony rok był rokiem katastrofy pod Smoleńskiem i niszczących powodzi, ale – zdaniem prezydenta – żyjemy niemal w najszczęśliwszym z krajów.
Polska młodzież jest świetnie wykształcona, a państwo istnieje dłużej niż II RP. „Gospodarka naszego kraju - dzięki rozważnej polityce rządu i aktywności przedsiębiorców - wyróżnia się pozytywnie na tle objętej kryzysem Europy”. Prezydenta optymizmem napawa również sytuacja międzynarodowa. ”Ojczyzna jest bezpieczna, jest szanowana przez przyjaciół politycznych i partnerów. […] Polska wróciła na pozycje liczącą się w świecie. Moje rozmowy z przywódcami państw europejskich, z prezydentem Dmitrijem Miedwiediewem, z prezydentem Barackiem Obamą potwierdziły to w pełni.”
Orędzie prezydenckie to szczególna forma przekazu. To niezwykły przywilej przysługujący głowie państwa, na przekazanie obywatelom szczególnie ważnych wiadomości, lub wizji państwa. Nie można mieć za złe prezydentowi, że ta wizja jest banalna. Problem w tym, że jest ona polukrowana, wręcz propagandowo przejaskrawiona. Oczywiście Bronisław Komorowski ma prawo być optymistą, jeśli jednak nasza gospodarka znajduje się w tak doskonałej sytuacji, dlaczego ekonomiści ostrzegają przed gigantycznym długiem publicznym, dlaczego rząd podniósł od nowego roku podatek VAT, dlaczego tuż przed sylwestrem w celu łatania finansów publicznych, Donald Tusk zapowiedział rewolucję w OFE. Skoro stosunki z Rosją są tak doskonałe, czemu wciąż trwają spory o historię, dlaczego polski premier odrzuca rosyjskie ustalenia w sprawie katastrofy smoleńskiej? A jeśli już o Smoleńsku mowa, skoro państwo tak świetnie „zdało egzamin” w kwietniu tego roku, dlaczego w ogóle do tak strasznej katastrofy doszło.
Czyżby więc lukrowany optymizm stawał się oficjalną doktryną państwową? Żyjemy w szczęśliwych czasach, rządzeni przez wspaniały rząd, mamy świetnego i dowcipnego prezydenta. A jeśli ktoś twierdzi, że wcale nie jest tak wspaniale? „Źle się jednak dzieje, kiedy zajadłość nie pozwala nawet na przełamanie się opłatkiem” powiada prezydent i naraz okazuje się, że ci, którzy nie podzielają jego optymizmu to ludzie zajadli, przesiąknięci nienawiścią i polityczną , z którą niedawno Bronisław Komorowski postanowił walczyć. Dlatego mam nadzieję, że słowa, że „ musimy budować zdolność do współpracy wszystkich uczestników życia publicznego” zostały wypowiedziane na serio. Bo z demokratyczną debatą niewiele wspólnego ma propaganda sukcesu, w której – w najlepszym wypadku – krytyków się ignoruje, w najgorszym zaś nazywa ludźmi zajadłymi.