Przyjęto 14 zapisów, każdy o „przełomowym" znaczeniu dla stabilności finansowej Europy. „Przywódcy  – czytamy w dokumencie końcowym – z zadowoleniem przyjęli cały wachlarz harmonijnych działań, jakie państwa członkowskie podjęły zgodnie z pryncypiami planu wdrażania traktatu i spójności finansowej".

Proszę mnie nie pytać, kto im w Brukseli pisze takie teksty, ale na mojego redaktorskiego nosa albo od pierwszego ratunkowego szczytu robi to jedna i ta sama osoba, albo eurokraci dorobili się już własnego stylu. Charakterystyczne, że każdy z 19 szczytów przyjmuje własne „ustalenia z zadowoleniem", podkreśla, że wszystko „rozwija się harmonijnie" i „widać potrzebę przyśpieszenia". Prowadzi to też przywódców do zawsze tej samej konkluzji, by „w możliwie krótkim" terminie „wynikającym z harmonogramu podjętych środków", czyli w następnym miesiącu albo w ciągu trzech, należy znowu się spotkać, żeby odnotować postęp.

Nie minął tydzień od ogłoszenia sukcesu ostatniego szczytu, a strony mają już nowe powody do zadowolenia. W czwartek rzecznik greckiego rządu, mówiąc o postępach czynionych na rzecz „odbudowy konkurencyjności gospodarczej" (co w języku unijnym oznacza wychodzenie z bagna), podkreślił, że negocjacje koncentrują się już tylko na zniesieniu 13. i 14. pensji, reformie emerytalnej i dokapitalizowaniu banków. Jeżeli cofniemy się trochę w czasie – o... bagatela dwa lata – do szczytu z 12 lutego 2010 roku, to w komunikacie końcowym przeczytamy, że przywódcy 27 państw z zadowoleniem odnotowują, iż udało im się porozumieć w sprawie wychodzenia Grecji z kryzysu i pakietu pomocowego w zamian za podjęcie przez Ateny kluczowych reform związanych z płacami, systemem emerytalnym i dokapitalizowaniem banków.

Jeżeli wszystko pójdzie dalej zgodnie z harmonogramem, to za miesiąc będziemy mieli jubileuszowy szczyt, na którym podjęta zostanie „kwestia ratyfikowania pakietu fiskalnego i porozumienia w sprawie reform i pomocy dla Grecji". I żeby nikt nie pomyślał, że Europa cały czas kreci się w miejscu. Od pamiętnego pierwszego szczytu powołaliśmy całe mnóstwo nowych bytów, czyniących naszą przyszłość znacznie stabilniejszą, a język bogatszym. Takie skróty jak: ESM, EFSM, ECFIN, ECBR&SM, Fiscal Compact, FP, EU-IMFCB niezauważenie weszły do naszego języka. Zanim się spostrzeżemy, do słownika wejdzie jeszcze: urząd nadzorcy greckich podatków i urząd komunikacji między małym a dużym stołem przywódców unijnych.

W kontekście wszystkich tych dynamicznych przemian należy ze zrozumieniem przyjąć argument, że Polska nie mogła czekać z podpisem pod paktem fiskalnym. Nie mogła pójść czeską czy brytyjską drogą i dać sobie na przeczekanie. Bo gdzie byśmy teraz byli? Dokąd to harmonijnie bez nas pognałaby Europa? No, właśnie dokąd?