Teraz Unii Europejskiej i jej wysłannikom w Kijowie trudniej będzie bronić ekspremier Ukrainy, to już proces kryminalny, nie polityczny. Skoro jednak nie chcemy, by wylądowała na długie lata w więzieniu, powinniśmy grać na jego maksymalne przedłużanie.
Aleksander Kwaśniewski oraz Patt Cox, obserwujący proces z ramienia UE, a wraz nimi cała Unia muszą się zmierzyć z czterema trudnymi prawdami, trzy dotyczą Janukowycza, czwarta - Tymoszenko. Prawda pierwsza - prezydent chce wyeliminować Julię z życia politycznego. Druga - wcale nie żąda jednak, by zgniła za kratkami, ale dąży do tego jego otoczenie. Trzecia - myśli o ułożeniu relacji z UE, bo widzi w tym interes. Czwarta - o ile poprzedni proces był hucpą, o tyle ten może udowodnić prawdziwe przekręty pani Julii. Jak w tym galimatiasie sprawić, by wilk (Janukowycz) był syty, a owca (Tymoszenko) cała?
Jest na to sposób i Kwaśniewski z Coxem mogliby pomóc. Z punktu widzenia Janukowycza Tymoszenko mogłaby pozostać poza życiem politycznym tylko do wyborów parlamentarnych jesienią. Trzeba by jednak przedłużać obecny proces tak, by wcześniej nie zapadł wyrok, do tego właśnie mogą się przydać wysłannicy UE, rygorystycznie pilnując procedur.
Unia nie musiałaby odnosić się w ogóle do prawdziwości zarzutów. Po wyborach parlament Ukrainy, pewnie z większym udziałem opozycji, mógłby zaś znowelizować prawo znosząc odpowiedzialność za czyny popełnione w związku ze sprawowaniem władzy. Potem już tylko prezydencka amnestia. Janukowycz wydaje się gotowy na takie rozwiązanie.
Dla Polski i UE los Tymoszenko jest wtórny, najważniejsze, jak będą przebiegać wybory, czy zostaną zmanipulowane. I ich powinniśmy pilnować. Jeśli będą uczciwe, dadzą Ukrainie demokratyczną legitymizację, a Tymoszenko wyjdzie na wolność. Wtedy nie będzie już nikomu przeszkadzać.