Rząd nie ma pomysłów, które mogłyby dać nadzieje Polakom, a straszenie Prawem i Sprawiedliwością przestało być skuteczną metodą uprawiania polityki.
Poparcie dla PiS rośnie i - jak pokazało już kilka niezależnych od siebie badań - przewyższa poparcie dla rządzącej partii. Czy premier zdoła utrzymać nerwy na wodzy, jeśli taka sytuacja potrwa dłużej?
To będzie trudne, tym bardziej, że nerwowości premiera towarzyszyć może niepewność jego partyjnych kolegów. Tuskowi może być trudno utrzymać dyscyplinę w swoim własnym klubie sejmowym, dlatego że utrata każdego punktu w sondażach oznacza w kolejnym rozdaniu mniej mandatów poselskich dla partii - a więc wielu posłów z dalszych szeregów będzie czuło się osobiście zagrożonych. W razie wyjątkowo poważnego spadku poparcia skutkiem mogą być nawet transfery do innych ugrupowań i - być może - utrata większości w parlamencie.
Kolejnym problemem Platformy jest postawa koalicjanta. PSL, od pięciu lat w miarę lojalny wobec rządowego partnera, zaczyna wykazywać oznaki zniecierpliwienia. Wicepremier Waldemar Pawlak jawnie rozpoczął flirt z opozycją, a jeśli sytuacja będzie coraz trudniejsza, może także zażądać od szefa rządu poszerzenia swoich wpływów w administracji.
Widząc te zagrożenia Donald Tusk będzie się czuł zmuszony do poszukiwania kilku dodatkowych punktów procentowych poparcia. Pół biedy, jeśli ulegnie on pokusie wszczynania kolejnych politycznych ofensyw: jesiennych, wiosennych, wojen z hazardem, dopalaczami, kibolami itd. - choć tego typu nerwowe działania zawsze grożą rozchwianiem państwa.