Polska jest krajem frontowym

Publikacja: 16.11.2012 19:00

Andrzej Talaga

Andrzej Talaga

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompala

Kryzys w Europie, sposób przeforsowania nowych inicjatyw – paktu fiskalnego czy unii bankowej – a nawet trwająca właśnie walka o nowy budżet unijny pokazują, jak bardzo osłabła unijna solidarność. Struktury UE zostały przyćmione przez suwerenne państwa. Oznacza to powrót geopolityki, choć jeszcze w nie najtwardszej formie, jak w Azji. Skoro tak, Polska ma poważne powody, by zadać sobie fundamentalne pytanie: co dalej?

Nasz problem polega na tym, że jesteśmy krajem frontowym, i to podwójnie. Po pierwsze – na wschodnim limesie UE oraz NATO, czyli w ujęciu cywilizacyjnym między demokracją a autorytaryzmem. Po drugie – pomiędzy Niemcami a Rosją, które wciąż nie zdefiniowały swoich relacji. Formalnie są antagonistyczne. Moskwa postrzega wszak NATO, w tym Niemcy, jako głównego wroga. Nieformalnie jednak obie strony chciałyby sojuszu gospodarczego, są wobec siebie komplementarne, co bardzo mu sprzyja, Rosja potrzebuje niemieckiej technologii, Niemcy rosyjskich surowców.

1

Unia Europejska się chwieje: jeśli nawet przetrwa, na pewno nie w dotychczasowej formie. Nie inaczej z NATO. W państwach Europy Zachodniej trwa erozja woli politycznej stania się rzeczywistym ramieniem zbrojnym. Nasi sojusznicy, choćby z Holandii czy Francji, wolą Sojusz w roli klubu politycznego krajów wyznających takie same wartości. Artykuł 5 traktatu waszyngtońskiego zobowiązujący kraje członkowskie do obrony zaatakowanego staje się martwą literą.

Poważne osłabienie struktur, na które tak liczyliśmy, gdy do nich wstępowaliśmy, nie jest już spekulacją, lecz faktem. Warto zatem zdefiniować pobieżnie, gdzie jesteśmy w trzech podstawowych parametrach siły państwa: gospodarce, efektywnej polityce, siłach zbrojnych.

Z pierwszą teoretycznie nie najgorzej, wszak ciągle mamy wzrost PKB, ale perspektywy nie są świetlane, brakuje innowacyjności, dotychczasowy potencjał rozwojowy się wyczerpuje. Niewykluczone, że za parę lat staniemy w miejscu, zamiast iść dziarsko do przodu.

Nasze życie polityczne z kolei zostało podminowane przez katastrofę smoleńską. Opozycja nie toczy z rządem zwykłej walki  o władzę, to fundamentalny spór ideologiczny, który w bardziej niespokojnych czasach mógłby zaowocować nawet wojną domową. Rządzący zaś nie mają odwagi do przeprowadzania niezbędnych reform. A przydałby się narodowy konsensus w sprawie zasadniczego kierunku rozwoju państwa, na miarę zgody w kwestii wstępowania do NATO i UE.

Wreszcie armia. Kupuje wprawdzie nowy sprzęt, na tle redukowanych w Europie wydatków obronnych wygląda to nawet imponująco, ale kiedy spojrzeć na sprawę od strony potrzeb, wiele jej brakuje do pożądanej efektywności. Rozpada się flota i system obrony przeciwlotniczej, większość polskiego sprzętu pancernego jest przestarzała, nie ma w ogóle obrony terytorialnej. Zmiany są, ale dokonują się za wolno i jest ich za mało.

2

George Friedman w artykule dla „Rzeczpospolitej"

wyliczył opcje, przed jakimi stoi Polska. Pierwsza to bufor pomiędzy Niemcami a Rosją akceptowany przez obie strony. Druga – sprzymierzenie się z jedną z nich. Trzecia – znalezienie mocarstwa zewnętrznego, które zagwarantuje nam bezpieczeństwo.

Bufory mają wadę, ulegają anihilacji, kiedy sąsiadujące z nimi państwa się sprzymierzają. Ta opcja nie powinna nas interesować, pozostawmy ją Ukrainie. Sojusz z Rosją odpada z oczywistych powodów, pozostaje sojusz z Niemcami. Warto go rozważyć, wiązalibyśmy się bowiem z najpotężniejszym państwem w Europie, osłaniając tym samym naszą zachodnią granicę, nawet gdyby Unia wiążąca skutecznie ambicje Niemiec przestała istnieć. Trzeci wariant, czyli sojusz z USA, też ma swój urok, to wszak czołowa potęga militarna świata, mógłby zadziałać nawet przy dalszym osłabieniu NATO.

3

Zarówno w wypadku Niemiec, jak i Ameryki są jednak pewne „ale". Nie mamy gwarancji, że Berlin nie wybierze ostatecznie Moskwy, Ameryka z kolei sama nie jest zainteresowana dwustronnym układem z Polską, jaki ma choćby z Tajwanem i Japonią, jak więc mielibyśmy zmusić Waszyngton do jego zawarcia?

Cokolwiek by się wydarzyło, Unia przetrwa czy nie, pójdziemy z Niemcami czy Ameryką, jedno jest pewne – musimy być tak silni, jak to możliwe: gospodarczo, politycznie i militarnie. Wtedy przetrwamy, będziemy też atrakcyjnym sojusznikiem i dla Niemiec, i dla USA. Słabi nie. Czas zatem na reformy pobudzające gospodarkę, koniec ze sporem smoleńskim, potrzebujemy nie 1,95 proc. PKB na zbrojenia, ale nawet 2,5 do 3 proc. Miłe, bezpieczne czasy się kończą.

Kryzys w Europie, sposób przeforsowania nowych inicjatyw – paktu fiskalnego czy unii bankowej – a nawet trwająca właśnie walka o nowy budżet unijny pokazują, jak bardzo osłabła unijna solidarność. Struktury UE zostały przyćmione przez suwerenne państwa. Oznacza to powrót geopolityki, choć jeszcze w nie najtwardszej formie, jak w Azji. Skoro tak, Polska ma poważne powody, by zadać sobie fundamentalne pytanie: co dalej?

Nasz problem polega na tym, że jesteśmy krajem frontowym, i to podwójnie. Po pierwsze – na wschodnim limesie UE oraz NATO, czyli w ujęciu cywilizacyjnym między demokracją a autorytaryzmem. Po drugie – pomiędzy Niemcami a Rosją, które wciąż nie zdefiniowały swoich relacji. Formalnie są antagonistyczne. Moskwa postrzega wszak NATO, w tym Niemcy, jako głównego wroga. Nieformalnie jednak obie strony chciałyby sojuszu gospodarczego, są wobec siebie komplementarne, co bardzo mu sprzyja, Rosja potrzebuje niemieckiej technologii, Niemcy rosyjskich surowców.

Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Bogusław Chrabota: O dotacji dla PiS rozstrzygną nie sędziowie SN, a polityka