To sposób na szybkie kariery w Warszawie. Niestety to, co dobre dla karier, jest niekoniecznie dobre dla państwa. Bo gdy nieszczęśnik obejmie już kierowanie wydziałem, departamentem lub, o zgrozo, całym urzędem, w pełnym przekonaniu, że mu się to przecież należy, zaczynają się schody. Ryzyko podjęcia błędnych i szkodliwych decyzji gwałtownie wzrasta. Osobnik, bardziej zachowawczy nie podejmuje więc żadnych decyzji, dryfuje, trwa, nikt się nie przyczepi.
Mianowany w szybkim czasie niszczy strukturę urzędu oraz demoralizuje tam zatrudnionych. W ślad za nim pojawiają się znajomi i rodzina, którzy obejmują kluczowe stanowiska. Urzędnicy merytoryczni, doświadczeni, stanowiący szkielet urzędu są degradowani, odsuwani od kluczowych decyzji.
Serial zatrudniania rodzin w urzędach ciągnie się latami. Co pewien czas wybuchają związane z tym afery. W mediach słychać wtedy głosy potępienia, jakiś nierozważny nieszczęśnik – dla przykładu oczywiście – może stracić posadę dyrektora, potem jednak wszystko wraca na dawne tory i karuzela karier kręci się dalej.
Sposobów na stanowisko wyższego urzędnika jest wiele. Tym najbardziej popularnym jest tytuł „pełniącego obowiązki", który pozwala omijać procedury konkursowe. P.o. jest dziś plagą – jak skontrolowała NIK – w ministerstwach, urzędach skarbowych czy inspekcjach. Co ciekawe – jak opisuje dzisiaj „Rz" – zaawansowaną kreatywnością wykazują się teraz politycy pierwszego garnituru, czyli politycy sejmowi. Jak się okazuje, sposobem na wyższe zarobki jest np. stanowisko pełnomocnika rządu w randze sekretarza stanu w ministerstwie. Co z tego, że prawo mówi o jednym sekretarzu w resorcie, skoro może pojawić się ich np. dwóch?
Poziom bezczelności gwałtownie rośnie, wraz z upływem kadencji obecnie rządzących. Szczyt kreatywności może nastąpić przed wyborami, być może wtedy pojawi się funkcja drugiego premiera.