Czyżby premier nagle zmienił obyczaje i przestały mu smakować czerwone wina i kubańskie cygara opłacane z partyjnej kasy? Nic takiego, na jaw wyszło tylko rozpasanie Platformy, w czasach, gdy jej gabinet wszystkich zmusza do oszczędzania, a to wywołało ogromne oburzenie. Reakcja szefa rządu była zgodna z najlepszymi piarowskimi wzorcami – Tusk mówi nam: to nie my, to cała klasa polityczna. I dorzuca populistyczne hasło: zabierzmy jej publiczne pieniądze!

W obronie interesów swojej partii premier nie zawahał się otworzyć puszki Pandory, z której natych- miast wyleciało nie tylko powszechne poczucie krzywdy, ale też niechęć do polityków i zawiść wobec ludzi władzy. Bo większość z nas (jak wynika z najnowszego badania Homo Homini) chętnie zgodziłaby się z propozycją premiera. Polacy nie chcą utrzymywać partii ani z budżetu, ani z dotacji od prywatnych firm, ani nawet z odpisów podatkowych (choć tu mniej niechętnie). Uważają, że partie mają się finansować ze składek swoich członków.

To brzmi zupełnie dobrze, tyle że jest oderwane od politycznych realiów. Polskie partie mają członków niezbyt wielu (najliczniejszy PSL liczy ich na ponad 120 tys., PO na ok. 40 tys.), a składki płaci tylko bardzo niewielki procent z nich. Ogólnopolskie ugrupowanie, które chce utrzymywać stały kontakt z wyborcami – a więc powinno być obecne w większości powiatów, nie ma szans utrzymać się ze składek.

A skoro także – jak chcieliby Polacy – nie będzie mogło brać legalnie pieniędzy od biznesu, to będzie brało je pod stołem. To, co dziś jest patologią – a więc klientelizm niektórych ugrupowań i wielu polityków wobec przeróżnych lobbies branżowych czy biznesowych – stałoby się normą. Kwitłyby czarne fundusze, lewe kasy, sfałszowane rachunki, nielegalne przepływy. A najlepiej na tym procederze wypadłyby partie, które aktualnie są u władzy.

Finansowanie partii przez państwo to oczywiście zło – bo raz po raz widzimy, jak politycy trwonią budżetowe dotacje i subwencje na swoje kaprysy. Ale chyba jednak mniejsze zło – bo ogranicza patologie państwa i choć odrobinę wyrównuje materialne szanse opozycji.