Mohammed Mursi był prezydentem zaledwie rok. Jego islamistyczny obóz nie porządził więc długo. Władzę przejęli wojskowi, którzy w krajach arabskich zazwyczaj reprezentują laicki, umiarkowanie prozachodni (przynajmniej w porównaniu z teokracjami afgańskich talibów czy irańskich ajatollahów) nacjonalizm. Ale bynajmniej nie zwiastuje to demokratyzacji kraju, bo w tej części świata mało który polityk stawia sobie ją za priorytet. Najważniejszym zadaniem w tym przypadku będzie przypuszczalnie ustabilizowanie sytuacji w kraju.

Obserwatorzy zachodni popełniają często błąd, który można określić po prostu mianem projekcji. Wydaje im się, że w takich krajach jak Egipt ludzie wychodzą na ulice z powodu braku czy niedoboru tego, czego Europejczycy nie pozwolą sobie odebrać – a więc praw człowieka czy swobód obywatelskich. Ale przecież znaczącej części Egipcjan występujących przeciwko reżimowi Mubaraka nie przeszkadzało to, kiedy władza w ich kraju znalazła się w rękach islamistów – Bractwa Muzułmańskiego, które trudno jest kojarzyć z zachodnimi standardami liberalno-demokratycznymi. Może zatem zachodnie schematy myślenia o życiu politycznym w Afryce Północnej okazują się nieprzydatne.

Można wyśmiewać rozmaite teorie o różnicach między cywilizacjami. Gorzej, kiedy te różnice dają o sobie znać. Wtedy górą się okazuje bezradność poznawcza.