W istocie bowiem każdy spór w tej kwestii dotyczy konfliktu interesów. Bo przecież nie ma nic za darmo, o czym odbiorcy kultury woleliby nie myśleć. I dzisiejszy świat im w tym pomaga. Wielokrotnie możemy się o tym przekonać, chcąc obejrzeć jakiś film (chociaż nie każdy) na YouTube bez ponoszenia jakichkolwiek kosztów.
Tymczasem Unia Europejska okazuje się nieubłagana. I oto państwo polskie musi wdrożyć unijną dyrektywę dotyczącą prawa najmu i użyczenia. Dlatego – jak zapowiada Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego – niebawem pojawi się projekt ustawy regulującej sprawę honorariów dla autorów książek, które są udostępniane w bibliotekach publicznych.
Kiedy o czymś takim się dowiadujemy, może się to nam wydawać ponurym żartem. Na szczęście, jak zapewniają państwowi decydenci, biblioteki będą włączone do systemu rekompensat, co ma oznaczać tyle, że czytelnicy nie odczują zmian w swoich kieszeniach.
Jak będzie naprawdę, dopiero się przekonamy. Problem tkwi w tym, czy przy wprowadzaniu nowych regulacji uwzględniona zostanie kondycja, w jakiej się znajduje czytelnictwo w Polsce. Bo problem w tym przypadku jest poważny – dotyczy przecież dostępu nie do masowej rozrywki, lecz do kultury wysokiej.
To, że Polacy czytają mało, jest już truizmem. A jednak warto zwrócić uwagę na wyniki badań, jakie przeprowadził Instytut Książki i Czytelnictwa Biblioteki Narodowej za rok 2012. W tym okresie ponad 60 proc. Polaków nie przeczytało żadnej książki, natomiast liczba tych, którzy przeczytali więcej niż sześć książek, wynosi zaledwie 11 proc. Znamiennym zjawiskiem jest to, że spadek czytelnictwa odnotowano wśród osób z wyższym wykształceniem.