Rumunia w latach 80. ubiegłego wieku nie kojarzyła się bynajmniej z wybitnymi XX-wiecznymi intelektualistami – do których bez wątpienia powinni być zaliczani: Mircea Eliade, Emil Cioran czy Eugène Ionesco – i renomowanym w okresie międzywojennym uniwersytetem w Bukareszcie. To Nicolae Ceauşescu był znakiem firmowym tego kraju. Wprawdzie wykazywał się on do pewnego stopnia samodzielnością względem Moskwy, ale jednak jego dyktatura była siermiężna i mroczna. Rządził krajem, w którym panowała bida z nędzą. Trudno było Rumunii życzyć sukcesów sportowych, bo kiedy się one pojawiały, to szły na konto Słońca Karpat. Ale w ogóle jakoś w tamtych czasach nie chciało się kibicować drużynom z bloku wschodniego.
I tak też było w przypadku Steauy, która w sezonie 1985-1986, jak burza przeszła przez kolejne fazy Pucharu Europy (poprzednika Ligi Mistrzów), eliminując po drodze między innymi w półfinale znacznie wyżej od siebie notowany Anderlecht Bruksela (sensacyjny pogrom 3:0 w Bukareszcie), by w finale w Sewilli zmierzyć się ze sławną Barceloną.
Tam piłkarze rumuńscy dzielnie stawiali czoła faworytowi z Hiszpanii dowożąc bezbramkowy remis wpierw do końca regulaminowego czasu gry, a potem do końca dogrywki. I wtedy objawił się prawdziwy bohater meczu. W serii rzutów karnych bramkarz Steauy Helmuth Duckadam obronił cztery. A że jego koledzy strzelili dwie bramki, to rumuńska drużyna zdobyła trofeum. Do dziś na YouTube'ie można obejrzeć ten decydujący moment transmitowany w telewizji rumuńskiej. A obraz uzupełnia głos komentatora, który co chwila krzyczy: „Extraordinare!".
Niedługo potem Duckadam zniknął z piłkarskiego horyzontu. Okazało się, że w jego krwi wykryto wirusa, który sprawił, że musiał on przerwać znakomicie rozwijającą się sportową karierę. Ale krążyła też związana z tym zniknięciem pewna legenda. Według niej, Duckadam w dowód uznania za swój sewilski wyczyn, dostał od Ramona Mendozy, prezesa Realu Madryt, a więc klubu będącego odwiecznym rywalem Barcelony, mercedesa. Tymczasem Nicu Ceauşescu – syn dyktatora i brat Valentina Ceauşescu, prezesa Steauy – zażądał tego podarunku dla siebie. Duckadam jednak się postawił i samochodu nie oddał. Wówczas do akcji wkroczyli funkcjonariusze Securitate i mu połamali ręce.
Sam rumuński bramkarz dementował tę historię. Ale przyznawał, że jego stosunki z Nicu Ceauşescu nie układały się dobrze...