16 miesięcy, które obaliły komunizm

Jesienią pojawi się wielka fala na Bałtyku. Wedrze się w ląd od Wybrzeża i zaleje całą Polskę – prorokował złowieszczo pan Wacek, znajomy moich rodziców, z którym spędzaliśmy lato 1980 roku nad morzem.

Publikacja: 29.08.2013 21:12

Dominik Zdort

Dominik Zdort

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek

Gdy w dwa tygodnie później wracaliśmy do Warszawy, przylepialiśmy nosy do samochodowych szyb, ze wzruszeniem przypatrując się biało-czerwonym flagom na strajkujących w Gdańsku zakładach pracy.

Jakimś cudem proroctwo pana Wacka się spełniło. I używam słowa „cud” nie bez przyczyny. Rok wcześniej papież na placu Zwycięstwa w Warszawie wezwał Ducha Świętego, aby odmienił oblicze polskiej ziemi. Wiele razy w kolejnych miesiącach odtwarzałem sobie z nagrania na magnetofonie kasetowym fragmenty papieskich homilii, pewnie nie ja jedyny.

Jesienią 1981 roku trudno było z tamtymi słowami nie wiązać powstania „Solidarności”.
Nawet jeśli aktywnych opozycjonistów w całej Polsce można było wtedy liczyć najwyżej na setki, to świadomość, że gmach komunizmu zaczyna drżeć w posadach, cieszyła wszystkich. W ludzi wstąpiła nadzieja, że może być inaczej. Mało kto pewnie wierzył w upadek systemu sowieckiego, ale socjalizm z ludzką twarzą – czemu nie?

Przez 16 miesięcy, nazwanych potem solidarnościowym karnawałem, ludzie stali się odważniejsi, głośno mówiono już nie tylko o „bolączkach w handlu detalicznym”, ale i o absurdach systemu realnego socjalizmu i o zbrodniach, które komuniści usiłowali zamilczeć – takich jak Katyń czy Grudzień '70. Związane z „Solidarnością” pisma ukazywały się praktycznie poza cenzurą, a opozycyjne organizacje, takie jak Komitet Obrony Robotników czy Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela, choć nadal były nielegalne, to działały niemal całkowicie jawnie.

Pamiętam wielką demonstrację przed Grobem Nieznanego Żołnierza 11 listopada 1981 roku, gdzie otoczone ogromnym tłumem delegacje KPN, ROPCiO i wiele innych składały wieńce, śpiewano patriotyczne i religijne pieśni, aż łzy cisnęły się do oczu ze wzruszenia. W tamtym miejscu i w tamtym czasie z czystym sumieniem można było powiedzieć: tu jest Polska.

Śmiem twierdzić, że te 16 miesięcy z lat 1980–1981 obaliło komunizm. Polacy zostali trwale obudzeni ze snu zimowego, zaczęli myśleć samodzielnie i uwierzyli, że może być inaczej. Tego, co przeżyliśmy w czasie karnawału, nie dało się zapomnieć. Dlatego wojna wytoczona narodowi przez generała Jaruzelskiego nie miała szans powodzenia.

Ilu było opozycjonistów w PRL?

Gdy w dwa tygodnie później wracaliśmy do Warszawy, przylepialiśmy nosy do samochodowych szyb, ze wzruszeniem przypatrując się biało-czerwonym flagom na strajkujących w Gdańsku zakładach pracy.

Jakimś cudem proroctwo pana Wacka się spełniło. I używam słowa „cud” nie bez przyczyny. Rok wcześniej papież na placu Zwycięstwa w Warszawie wezwał Ducha Świętego, aby odmienił oblicze polskiej ziemi. Wiele razy w kolejnych miesiącach odtwarzałem sobie z nagrania na magnetofonie kasetowym fragmenty papieskich homilii, pewnie nie ja jedyny.

Komentarze
Jan Zielonka: Wirus megalomanii
Komentarze
Jarosław Kuisz: Polska. Kraj jak z „Żartu” Milana Kundery
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Co afera mieszkaniowa mówi nam o Karolu Nawrockim?
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Czy Friedrich Merz będzie ukochanym kanclerzem Polaków?
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Jak sztuczna inteligencja zmienia egzamin maturalny?
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku