Platforma Obywatelska i PiS zdają się być tu zgodne, co oznacza sporą szansę na przyjęcie ustawy umożliwiającej pozbycie się patronów, których obecność do dziś mąci w głowach młodszym pokoleniom Polaków.
Trzeba jednak brać też pod uwagę to, że w PO nie brakuje parlamentarzystów przychylających się do argumentów „pragmatycznych", wysuwanych przez te środowiska samorządowe, dla których zmiany nazewnicze są po prostu przedsięwzięciem czasochłonnym i kosztownym. Czy taki, wydawałoby się niepolityczny, czynnik zaważy na tym, iż ustawa nie przejdzie, pozostaje kwestią otwartą.
Znamienną rzeczą jest już sam fakt, iż 24 lata od końca PRL, obecność komunistycznych patronów stanowi wciąż przedmiot sporów. Bo przecież oprócz „pragmatyków" z samorządów mamy jeszcze SLD, które troszczy się o swój powoli wymierający elektorat, z nostalgią wspominający peerelowską młodość.
W tym przypadku istotne są kwestie symboliczne i emocjonalne. Oczywiście trudno uwierzyć w to, że Leszek Miller czy Józef Oleksy są miłośnikami takich postaci jak Karol Świerczewski. Ale są ludzie, którzy głosują na SLD dlatego, iż sprzeciwia się on konsekwentnie dekomunizacji przestrzeni publicznej, co interpretują jako obronę dorobku ich życia. Dlatego kierownictwo tej partii musi się z tym liczyć.
A przecież przebudowa sceny politycznej, jaka nastąpiła w połowie pierwszej dekady tego stulecia, świadczy o tym, że PRL przestaje być źródłem podstawowych podziałów. Dziś zasadnicze spory toczą się wokół stosunku do III RP. Podział na siły postsolidarnościowe i postkomunistyczne w kontekście wojny Platformy z PiS jest nieaktualny. Skoro tak, to usuwanie komunistycznych patronów powinno iść gładko – SLD nie stanowi już tej siły, jaką był w latach 90.