Można jeszcze zrozumieć, dlaczego służby specjalne łamią tajemnicę korespondencji, ingerując w prawa obywatelskie – pod warunkiem rzecz jasna, że robią to w interesie publicznym dla ochrony bezpieczeństwa państwa lub ścigając najpoważniejsze przestępstwa. Trudno jednak pojąć, dlaczego niezawisłe sądy demokratycznego państwa domagają się od operatorów telekomunikacyjnych tak rażącego łamania praw obywatelskich w przypadku spraw rozwodowych.
Ważny jest tu też kontekst historyczny. Pamiętamy, że w 2007 r. jednym z głównych tematów kampanii wyborczej było oskarżenie urzędników państwowych o inwigilację obywateli. Od tego czasu niewiele się – jak widać – zmieniło. Krzysztof Kwiatkowski jako minister sprawiedliwości obiecywał wzmocnienie kontroli nad tym obszarem. Raport NIK dowodzi jednak, że ani jemu, ani nikomu innemu nie udało się tego zrobić.
Dlatego dziś nie powinniśmy się zadowalać kolejnymi obietnicami, lecz domagać się konkretów. Skoro polscy politycy reagowali na doniesienia o bezprawnej inwigilacji Polaków przez służby USA, to mają moralny obowiązek zareagować, gdy w drastyczny sposób naruszane są prawa własnych obywateli.