Tyle tylko, że tym razem szef rządu nie podjął decyzji o zmianach samodzielnie. Przymusiła go do tego prokuratura, która postawiła wniosek o uchylenie immunitetu Sławomirowi Nowakowi. I choć premier udaje, że wszystko jest w porządku, i zapewnia, że wysoko ceni pracę byłego ministra transportu, doskonale wie, że musi uciekać do przodu. I to jak najszybciej, bo lawina już ruszyła.
Stare powiedzenie mówi, że „tonący brzytwy się chwyta". Tonącym jest dziś Donald Tusk. Notowania jego gabinetu idą ostro w dół. Kłopoty ministra Nowaka to kolejny kamień, który ciągnie rząd na dno. Jak się od niego odbić? Wymieniając niepopularne twarze w gabinecie. Politycy PO mówią, że premier zaskoczy. Tu i ówdzie słychać, że może wyrzucić nie tylko minister edukacji Krystynę Szumilas, która położyła reformę sześciolatków, czy szefową resortu nauki Barbarę Kudrycką (ona sama już mówi o swoim odejściu), ale i najwierniejszych – Michała Boniego oraz Jacka Rostowskiego.
Ta pozornie głęboka rekonstrukcja na jakiś czas może poprawić notowania Tuska. Ale uważni obserwatorzy sceny politycznej dostrzegają zapewne, że zmiany będą dokonywane w chwili, gdy zasadnicze założenia budżetu na 2014 rok są już gotowe. Nowi ministrowie, chcąc nie chcąc, wejdą zatem w buty swoich poprzedników. Będą zmuszeni do realizacji strategii, którą oni wyznaczyli. I tak naprawdę staną się jedynie pięknymi kwiatkami, które mają ozdabiać kożuch premiera Tuska. Oprócz nowych twarzy – wziętych zapewne z grona doskonale nam znanych sejmowych wyjadaczy – nie zmieni się nic. A statek z napisem: „rząd Donalda Tuska" wciąż będzie dryfował. Otwarte pozostaje pytanie, kiedy osiądzie na mieliźnie, z której już nie wyruszy w kolejny rejs.