I nie chodzi tu tylko o spadające notowania w sondażach. W mijającym roku obóz władzy nie odniósł właściwie żadnych sukcesów, można wymieniać jedynie kłopoty, z jakimi się boryka.
Trudno się spodziewać, że najbliższy zjazd Platformy Obywatelskiej przyniesie odwrócenie tej tendencji. W tym przypadku rozliczenia w łonie partii i karuzele personalne na niewiele się zdadzą. A poza tym Donald Tusk jest mistrzem w realizacji znanej myśli, którą sformułował Giuseppe Tomasi di Lampedusa: sporo musi się zmienić, żeby wszystko zostało po staremu.
Sytuację polityczną, ukształtowaną w Polsce od roku 2007 – czyli, od kiedy PO rządzi – cechują określone mechanizmy sprzyjające Platformie. To dzięki nim udało jej się przezwyciężyć kryzysy, z którymi w przeszłości inne formacje sprawujące władzę w Polsce sobie nie poradziły.
PO przede wszystkim potrafiła dać odpór zagrożeniom wizerunkowym, jakimi dla każdej partii rządzącej są na przykład afery rzucające na nią choćby cień podejrzenia. Ani afera hazardowa, ani afera Amber Gold nie odebrały władzy Platformie. Dziś już media do nich nie wracają. Można przypuszczać, że niebawem i do kupowania głosów w dolnośląskich strukturach PO nie będą wracać. Upływ czasu robi swoje.
Poza tym największym atutem Platformy jest bycie mniejszym złem. Polacy są przyzwyczajeni do narzekania na klasę polityczną, więc swojsko się czują, kiedy krytykując jakichś polityków, głosują na nich, bo obawiają się gorszych. A tymi gorszymi są ci z PiS – ugrupowania odgrywającego na polskiej scenie politycznej rolę diabła, którym się straszy dzieci i dorosłych na dobranoc.