Komentarz z Kijowa
Oczywiście trudno z Kijowa, i to w chwili, gdy trwają manifestacje, oszacować skalę protestu, ale zgromadził on pewnie więcej niż dwieście tysięcy ludzi. Nie tylko Majdan, także wiele centralnych ulic Kijowa było zapełnionych tłumami pod narodowymi sztandarami. Aktywna była nie tylko parlamentarna opozycja. Uaktywniły się również bojówki niewielkich radykalnych grup.
Jednego można być pewnym; pokojowy i proeuropejski protest studentów wszedł na zupełnie inny poziom. To dziś z pewnością już konfrontacja opozycji z władzą. Hasła proeuropejskie zostały zastąpione przez retorykę antyrządową. W Kijowie mówi się, że właśnie tego najbardziej bał się Janukowycz. Ustawienie na Majdanie namiotowego miasteczka musi mu bowiem przypominać zdarzenia sprzed dziewięciu lat, kiedy pomarańczowa rewolucja zmusiła władze do powtórzenia drugiej tury wyborów prezydenckich.
Mam wrażenie, że i tym razem sam Janukowycz sprowokował kijowską ulicę. Błędem był atak na protestujących studentów w sobotę rano. Błędem było późniejsze potępienie ataku i domaganie się wyciągnięcia odpowiedzialności wobec sprawców. Nie wiadomo, czy prezydent wiedział o akcji czy była to prowokacja kogoś z resortów siłowych.
Nie jest to ważne. Prawdziwym problemem Janukowycza jest to, że nikt mu tu w Kijowie dziś już nie wierzy. Na Majdanie pojawiła się szubienica z wiszącą postacią podpisana: „kat swojego narodu". Nikt nie ma wątpliwości, kogo przedstawia. Czy Janukowycz zapanuje nad nastrojami ulicy? Nie będzie to łatwe. Pomóc z pewnością może mu stan wyjątkowy. Jednak tylko na krótką metę. Nie zaakceptuje go ani Europa, ani ukraińska ulica. Decydując się na taką konfrontację, może Janukowycz przywróci na chwilę spokój, ale oddali go to od głównego celu, jakim jest kolejne zwycięstwo w wyborach prezydenckich.