Wpiszmy Ukrainę w granice Zachodu

Wydarzenia na Ukrainie i nowa ofensywa europejska Turcji domagającej się zakończenia rokowań akcesyjnych pokazują, że sytuacja wokół Unii Europejskiej nabiera dynamiki i trzeba nie tylko uporządkować ją od wewnątrz, ale także sprecyzować na zewnątrz, czym Unia jest i dla kogo. Pomimo oficjalnych zapewnień polityków europejskich klub zachodni nie może być otwarty dla wszystkich. Jednak ową „zachodniość" da się niekiedy podrasować.

Publikacja: 06.12.2013 19:09

Wpiszmy Ukrainę w granice Zachodu

Traktat rzymski mówi, że członkiem europejskiej Wspólnoty ma prawo zostać każdy kraj europejski, jeśli spełnia stosowne kryteria. Także najnowszy akt regulujący jej działanie rodem z Lizbony pozostawia otwarte drzwi. Praktyka jest jednak inna, nieformalnie państwa członkowskie wyznaczają granice europejskości. Zmiana obecnego status quo będzie bardzo trudna, choć możliwa.

1

Przed szczytem w Wilnie Francja sprzeciwiła się  choćby wspomnieniu o perspektywie członkostwa dla Ukrainy przy okazji podpisania umowy stowarzyszeniowej, do czego zresztą nie doszło. Od dekad Turcja nie może dopchać się do europejskiego stołu, mimo że gospodarczo jest gotowa co najmniej od kilku lat, wzmianka zaś o Rosji jako ewentualnym członku budzi jedynie uśmiech.

Ta ostatnia nie chce wstępować do Wspólnoty, dwa pozostałe kraje owszem (na Ukrainie bardziej społeczeństwo niż władze), ale są blokowane. Nie tylko dlatego, że nie wypełniają kryteriów, również z tej przyczyny, iż w UE istnieją przeciwnicy takiej akcesji, a nawet jej perspektywy w odległej przyszłości. Uważają najwyraźniej Kijów, Moskwę i Ankarę za stolice spoza cywilizacji, której emanacją jest Unia.

Znana teza Samuela Huntingtona i jego znakomitego poprzednika Feliksa Konecznego o istnieniu konkurencyjnych kręgów cywilizacyjnych była wielokrotnie ośmieszana, najwyraźniej jednak  coś jest na rzeczy. Gdzie więc przebiega granica cywilizacji zachodniej?

2

Tygodnik o globalnym zasięgu i ambicjach „The Economist", daleki od identyfikowania się cywilizacyjnego, nie bez przyczyny nazwał rubrykę poświęconą sprawom unijnym Charlemagne, czyli Karol Wielki. Zapewne także nie przypadkiem traktat rzymski podpisały państwa rozciągające się na ziemiach Karolingów – Francja, Niemcy, Włochy, Belgia, Luksemburg i Holandia, a nie było wśród nich ośrodków o innej proweniencji historycznej: Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Skandynawii, Irlandii itd. Te dołączyły później.

Przy dzisiejszym bogactwie krajów członkowskich wspomniany trzon Unii rozmydlił się, ale czy do końca? Kiedy tylko pojawia się koncepcja tzw. twardego jądra, znowu  wypływa wspólnota karolińska plus ewentualnie chętni spoza niej.

Czy to politycznie poprawne i wygodne, czy też nie, UE jest bez wątpienia tworem zbudowanym na zachodniej cywilizacji. Można nawet zaryzykować tezę, iż przyjmuje państwa kultywujące inne wzory, o ile są niewielkie – Grecja, Cypr, Bułgaria. Kiedy zaś ich rozmiary i populacja mogłyby realnie zmienić Unię w twór o wielu korzeniach historycznych, pojawiają się problemy nie do przeskoczenia. Nic w tym zresztą złego, UE rozmydlona kulturowo byłaby słabsza, choć obrońcy tradycyjnych wartości często negują jej zachodniość, piętnują odejście od chrześcijaństwa i promowanie relatywizmu moralnego, stąd niekiedy bliżej im do ortodoksyjnych Żydów lub muzułmanów, którzy choć w Europie obecni od wieków, nie ukształtowali jej cywilizacji.

W selekcji na zasadzie mały – duży większe szanse na ewentualne przyjęcie miałyby „obce" cywilizacyjnie, ale niewielkie Mołdawia, Gruzja, Armenia (jeśli zawróci ze ścieżki wpychającej ją w unię eurazjatycką), żadnych zaś – Ukraina i Turcja.

3

Nie należy pochopnie ignorować cywilizacyjnych uwarunkowań czy nawet uprzedzeń, bo one istnieją, a ponadto wpływają na decyzje polityczne. Skoro Polsce tak zależy – bardzo słusznie z powodów geopolitycznych – na europejskim kierunku rozwoju Ukrainy, trzeba będzie w większym stopniu promować jej zachodniość, ciągłość w ramach cywilizacji europejskiej, a zatem Halicz, Galicję, grekokatolicyzm. W kręgu, nazwijmy go karolińskim, poczucie, że Ukraińcy są Europejczykami, jest minimalne, co ułatwia ignorowanie aspiracji naszego sąsiada.

Może w lepszych czasach „The Economist" obok rubryki Charlemagne doda inną – Intermarium. Wieści z europejskiej Ukrainy i poświęcone jej analizy zajęłyby w niej poczesne miejsce. Nierealny sen? Bywa, że i takie się spełniają.

Traktat rzymski mówi, że członkiem europejskiej Wspólnoty ma prawo zostać każdy kraj europejski, jeśli spełnia stosowne kryteria. Także najnowszy akt regulujący jej działanie rodem z Lizbony pozostawia otwarte drzwi. Praktyka jest jednak inna, nieformalnie państwa członkowskie wyznaczają granice europejskości. Zmiana obecnego status quo będzie bardzo trudna, choć możliwa.

Przed szczytem w Wilnie Francja sprzeciwiła się  choćby wspomnieniu o perspektywie członkostwa dla Ukrainy przy okazji podpisania umowy stowarzyszeniowej, do czego zresztą nie doszło. Od dekad Turcja nie może dopchać się do europejskiego stołu, mimo że gospodarczo jest gotowa co najmniej od kilku lat, wzmianka zaś o Rosji jako ewentualnym członku budzi jedynie uśmiech.

Pozostało 81% artykułu
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Bogusław Chrabota: O dotacji dla PiS rozstrzygną nie sędziowie SN, a polityka