Już na początku przyszłego roku – kiedy rozporządzenie rządu wejdzie w życie – gminy będą wydawać ogólnopolskie karty dużej rodziny.

Lepiej późno niż wcale – chciałoby się skomentować. W kwestii polityki prorodzinnej mamy w Polsce chyba ponadpartyjny konsensus. Właściwie dwie największe siły na scenie politycznej od wielu lat zwracają uwagę na konieczność wspierania przez państwo rodzin wielodzietnych i wdrażania wszelkich rozwiązań sprzyjających podniesieniu poziomu dzietności Polaków. Sytuacja demograficzna naszego kraju wydaje się dramatyczna, co może zwiastować przyszłą emerytalną katastrofę, gdy tylko da o sobie boleśnie znać deficyt osób w wieku produkcyjnym.

A jednak kiedy przychodziło co do czego, politykom brakowało determinacji, żeby wprowadzać zmiany, które by tej sytuacji mogły skutecznie przeciwdziałać. Dotąd polityka prorodzinna ograniczała się do niskiej jednorazowej zapomogi, czyli becikowego oraz symbolicznej – chociaż dla sporej części rodzin wielodzietnych odczuwalnej – corocznej ulgi podatkowej z tytułu wychowywania dziecka (dobrze, że od tego roku wzrosła ona na trzecie, czwarte i każde kolejne dziecko). To jednak zdecydowanie za mało, biorąc pod uwagę wsparcie państwa, jakim rodziny wielodzietne cieszą się w innych krajach europejskich – chociażby w zeświecczonej Francji czy religijnej, katolickiej Irlandii.

Oczywiście oponenci rządu oraz koalicji PO-PSL mogą zwrócić uwagę na bliskość wyborów europejskich, samorządowych, parlamentarnych i prezydenckich. A one zawsze dopingują ekipę będącą u steru władzy do rzucania społeczeństwu kiełbasy wyborczej. Miejmy nadzieję, że w tym przypadku tak nie będzie, a na wydawaniu kart dużej rodziny się nie skończy.