W praktyce oznaczałoby to wyeliminowanie z życia publicznego takich polityków jak Leszek Miller. A on już jako premier III RP zarówno realizował reformy rynkowe, jak i wykazał się lojalnością wobec amerykańskiego sojusznika.

Z pewnością mamy tu do czynienia z ważną inicjatywą w sferze symbolicznej. A od symboli polityka abstrahować nie może. Każde państwo opiera się bowiem na określonych wartościach. Dogmat okrągłostołowej zgody jednak sprawił, że w III RP komunizm został potępiony wyłącznie jako ideologia nieuczestnicząca w realnych wydarzeniach. Dzięki temu mogą umywać od niej ręce ci, którzy wcześniej ją sławili. I tak mamy do czynienia jedynie z enigmatycznym konstytucyjnym zakazem „praktyk totalitarnych". Wielu ludziom dawnego reżimu udało się zaś zachować przywileje, które uzyskali dzięki udziałowi w aparacie władzy PRL.

Ale jednocześnie nie można oprzeć się wrażeniu, że pomysł Solidarnej Polski jest tyle słuszny, co bardzo spóźniony. To dobry sposób na to, żeby o partii Zbigniewa Ziobry głośno było w mediach. Odgrzewa ona jednak anachroniczny podział, a ważna sprawa może się stać tematem zastępczym. Dziś bowiem zasadnicze spory dotyczą nie oceny PRL, lecz stosunku do przemian, które zaszły w ciągu 25 lat niekomunistycznej Polski.